14 sierpnia 2015

Rozdział XIII

Po spotkaniu Zgredka zdecydowałam, że odpuszczę sobie chodzenie do kuchni na jakiś czas. Wiedziałam, że moje przemowy tylko pogarszały stan Mrużki, która i tak ledwo się trzymała. Strasznie jej współczułam. Nie dość, że przez parę lat była traktowana okropnie, to znowu musiała cierpieć. Nie mogła przeżyć faktu, że ten cały Crouch tak po prostu się jej pozbył.
Tym razem zamiast do lochów udałam się na piąte piętro, gdzie znajdowała się biblioteka. Pomyślałam, że wypadałoby wreszcie zacząć regularnie odrabiać zadania domowe, co wcześniej uniemożliwiały mi wizyty w kuchni.
Po wtorkowych zajęciach siedziałam tam razem z Cedrikiem. Dosiadł się do mnie, informując, że cieszył się, iż dałam sobie spokój z WESZ.
Spojrzałam na niego zirytowana i otworzyłam usta, chcąc wytłumaczyć, że się mylił. Postanowiłam jednak nie denerwować się i nie zaczynać kolejnej „wymiany zdań”. Świetnie pamiętałam, co uważał o moim stowarzyszeniu. Nie zapomniałam również o sobotniej kłótni, przez którą kompletnie wyprowadził mnie z równowagi i sprawił, że nie potrafiłam zapanować nad swoim zachowaniem.
Któryś raz z kolei wywróciłam oczami i powróciłam do wykonywania pracy domowej. Pisząc eseje dla profesor McGonagall, zawsze dawałam z siebie wszystko. Była to moja ulubiona nauczycielka już od pierwszej klasy, a na jej zajęciach najbardziej się starałam.
— Orientujesz się może, gdzie znajdę „Teorię transmutacji transsubstancjalnej”, ale w najnowszym wydaniu pod redakcją Elizabeth Adelson? — zapytał mnie, jednocześnie wstając ze swojego miejsca.
— Regał z hydrotransmutacją  — mruknęłam, nie przerywając pisania. — Jeśli szukasz nowej wersji, nie znajdziesz jej pod „T”, tylko pod „N”.
— Merlinie, skąd ty to wszystko wiesz? — usłyszałam jego zdziwiony głos.
— Jestem tutaj prawie codziennie od jakichś trzech lat — odpowiedziałam, podnosząc głowę. — Wiem mniej więcej, co i jak, ale dalej potrafię się tu zgubić.
— Nie dziwię się — powiedział, lekko wzruszając ramionami. — Biblioteka jest przeogromna.
— Właśnie — rzekłam, zatapiając się w myślach. — Chciałabym mieć możliwość zajrzenia do każdej znajdującej się tu książki.
— Masz jeszcze prawie cztery lata, aby to zrobić. — Popatrzył na mnie, unosząc swoje brwi. — Może ci się uda.
— Nie ma mowy. — Spojrzałam na niego, marszcząc czoło. — W ciągu trzech lat nie udało mi się przeczytać nawet jednej dziesiątej z całego tego zbioru, a uwierz mi, było tego mnóstwo. Nie ma dnia, w którym nie towarzyszyłaby mi jedna z nich.
— Będąc w twoim wieku, też tyle czytałem — odezwał się, wciąż opierając się rękami o oparcie krzesła. Usłyszawszy jego słowa, zerknęłam podejrzliwie w jego stronę, a on od razu się poprawił: — Dobra, czytałem dużo.
— Lepiej — oznajmiłam.
— Zamiast iść spać wolałem przeczytać jeszcze jeden rozdział, a rano ledwo wstawałem na zajęcia.
Jak ja to dobrze znałam. Nie byłam w stanie określić, ile razy taka sytuacja miała miejsce właśnie u mnie.
— Raz zdarzyło się nawet, że nie zmrużyłem oka przez całą noc, a jedząc śniadanie, nagle przymykały mi się oczy — kontynuował.
— To musiał być świetny widok. — Zaśmiałam się, jednocześnie wyobrażając sobie minę jego kolegów widzących zasypiającego Cedrika z pełną łyżką w dłoni.
— Domyślam się — powiedział, delikatnie się krzywiąc. — Floyd nigdy mi tego nie zapomni. Do dziś mi to wypomina.
— Nic dziwnego — mówiąc to, moje wargi ciągle wykrzywione były w szerokim uśmiechu. — O myciu zębów po każdym posiłku także wspomina?
Cedrik milczał. Wpatrywał się we mnie, co chwilę mrugając albo nerwowo ruszając szczęką.
— Wiedziałem, że to on ci o tym powiedział — odezwał się po długo trwającej ciszy. — Ja po prostu nienawidzę, kiedy ktoś ma nieświeży oddech czy kawałek jedzenia między jedynkami. Ble.
— Dogadałbyś się z moimi rodzicami. — Na wspomnienie mamy, która parę lat temu nie dawała mi spokoju i kazała wyszczotkować jamę ustną po każdym posiłku, cicho westchnęłam.
—Widzisz? — Nagle się rozpogodził. — Nie tylko ja lubię dbać o mój uśmiech.
— Masz rację — odparłam. — Ale oni dbają również o uśmiech innych osób.
— Jak to? — zapytał z wymalowanym na twarzy zdziwieniem.
— Mają swój własny gabinet dentystyczny — wyjaśniłam, ale widząc, że Cedrik wciąż nic nie rozumiał, zaczęłam mówić dalej: — Hm, są uzdrowicielami, którzy leczą zęby.
— Mugole udają się do nich, kiedy boli ich ząb? — zadał pytanie, powoli wymawiając każde słowo.
— Nie tylko — rzekłam. — Niektórzy przychodzą tylko na przegląd, aby przekonać się, czy nie mają przypadkiem jakichś większych ubytków.
— Jakie znowu ubytki? — W tamtym momencie jedyną czynnością, na którą miałam ochotę, było zaśmianie się z jego przerażonej miny. Wyglądał komicznie.
— Dziury w zębach spowodowane przez próchnicę — wytłumaczyłam.
— Dziury? — Popatrzył na mnie z niedowierzaniem. — Myślisz, że mógłbym jakieś mieć?
— Myślę, że jest małe prawdopodobieństwo, jeśli faktycznie o nie dbasz, ale kto wie? — Wzruszyłam ramionami. — Zawsze jest jakaś możliwość.
— Ech. — Nie wydawał się pocieszony. — A jest jakaś szansa, żeby twoi rodzice zbadali jakoś moje zęby?
— Oczywiście, że tak — powiedziawszy to, pokręciłam z niedowierzaniem głową. Na myśl by mi nie przyszło, że Cedrik chciałby udać się do dentysty. — Załatwię to z nimi, ale wizytę pewnie miałbyś dopiero w wakacje.
— Zrozumiałe, teraz nie ma kiedy. — Przejechał dłonią po głowie, sprawiając, że kosmyki jego włosów na moment wygięły się do tyłu. — Ważne, że jest taka możliwość, dzięki.
— Nie ma za co — odparłam.
— Idę w końcu po ten podręcznik — odezwał się, odpychając się od krzesła. — Mam czas tylko do dziewiętnastej.
— Biblioteka jest przecież do dwudziestej.
— Wiem, ale profesor Sprout chciała, żebym przyszedł do jej gabinetu — odpowiedział, będąc już przy odpowiednim regale. — Podejrzewam, że chodzi o jakieś sprawy związane z turniejem.
— Jesteś też jednym z prefektów.
— Fakt, nie pomyślałem o tym — usłyszałam jego głos, który w tamtej chwili szukał półki z odpowiednią literą.
Po chwili wrócił do zajmowanego przez nas stolika z grubym tomem w jednej dłoni.
— Em, miałem nadzieję, że to będzie krótsze. — Po paru sekundach otworzył książkę na spisie treści, aby odnaleźć właściwy rozdział. — W końcu to nowsza wersja.
— To chyba dobrze — powiedziałam, pisząc ostatnie zdanie eseju. — Im więcej informacji, tym lepiej dla ciebie.
— Skończyłaś już? — zapytał, kiedy po raz kolejny przeczytałam moją pracę i schowałam pergamin do torby leżącej blisko krzesła, na którym siedziałam. Przytaknęłam i wyciągnęłam kolejną rolkę. — Szybko ci to poszło.
— Tobie też pójdzie, tylko przestań gadać i się skup — upomniałam go, a ja sama zaczęłam pisać esej na eliksiry, który zadany był na następny tydzień.
Po moich słowach żadne z nas nie odezwało się przez kolejne pół godziny. Kiedy zobaczyłam, że zadowolony Cedrik przypatrywał się swojemu pergaminowi, przerwałam wykonywaną przeze mnie czynność. Zerknęłam na zegarek, który wskazywał dopiero osiemnastą dwadzieścia siedem.
— Nareszcie! — powiedział entuzjastycznie.
— Mówiłam. — Szybko wróciłam do opisywania jednego rodzaju z eliksirów czyszczących.
— Miałaś rację — odparł, wstając ze swojego miejsca.
Skierował się w stronę regału, gdzie wcześniej znajdował się tom, a ja przysunęłam do siebie jego pracę, aby móc ją szybko przeczytać.
Ogólnie esej według mnie był bardzo dobrze napisany i nigdzie nie znalazłam żadnych pomyłek. Kolejny raz przeanalizowałam cały tekst. Znajdowałam się już na którymś z ostatnich akapitów, gdy w oczy rzucił mi się błąd. Postanowiłam od razu poinformować o tym Cedrika. Nie chciałam, żeby miał przez to obniżoną ocenę.
— I jak? Może być? — Wzdrygnęłam się, kiedy usłyszałam jego głos.
— Wszystko jest w porządku, ale masz jedno małe niedopatrzenie — zaczęłam. — Piąty akapit od końca.
Podszedł do mnie i pochylił się nad pergaminem.
— Niczego nie widzę — oznajmił.
— Jak to nie? O tutaj. — Wskazałam mu palcem odpowiednią linijkę.
— Niemożliwe. — Pokręcił głową.
— Powinieneś potwierdzić tę hipotezę — wyjaśniłam.
— Ale odrzucenie tej hipotezy jest jak najbardziej prawidłowe. — Wyprostował się, patrząc na mnie dziwnym wzrokiem. — Zmieniają się tylko właściwości fizyczne, czyli zapach, barwa i gęstość.
— Substratem jest krew dwurożca, a produktem krew jednorożca. Pierwotna substancja po transmutacji wygląda tak samo, pachnie tak samo, a przede wszystkim działa i reaguje dokładnie tak samo — wytłumaczyłam spokojnie.
— Nie, Granger.
— To jest twoim zdaniem argument?
— Słuchaj, miałem to ostatnio na zajęciach, mogę pokazać ci moje notatki — zaproponował, wskazując na swoją torbę. — Ilu kupców oszukało już swoich klientów, zamieniając zwykłą wodę, aby wyglądała i pachniała jak inne, bardziej drogocenne substancje? Mnóstwo!
— Po prostu nie mieli wiedzy, która jest potrzebna do wykonania takiej zaawansowanej transmutacji. — Wiedziałam, że miałam rację i nie miałam zamiaru odpuszczać. — Dzięki użyciu poprawnego zaklęcia, każda substancja może zmienić swoje właściwości chemiczne.
 — To byłoby kompletnie bez sensu, a jednorożce nie byłyby gatunkiem, któremu najbardziej grozi wymarcie — zawołał, przez co zwrócił uwagę pani Pince. Bibliotekarka popatrzyła na niego srogo, a on uśmiechnął się przepraszająco.
— Och, proszę cię! — ledwo nie krzyknęłam, po czym wycedziłam: — Ludzie idą na łatwiznę. Ta magia jest naprawdę bardzo trudna i…
— I mało kto umie się nie posługiwać?
— Dokładnie — mruknęłam zirytowana.
Jemu nie dało się przemówić do rozumu. Wmówił sobie coś i nie pozwolił sobie niczego wyjaśnić.
— Mam pomysł. — Po paru sekundach usłyszałam jego głos. — Skoro jesteś taka pewna swojej teorii, załóżmy się o coś.
— Bo mam rację, Cedrik — odparłam, przewracając oczami.
— To się załóż.
— Nie będę bawić się w jakieś twoje gierki.
— Nie będziesz, bo się boisz. — Spojrzałam na niego zszokowana, po czym, nie zastanawiając się, wyciągnęłam w jego kierunku dłoń, którą od razu złapał. — Jeśli wygram, kończysz z WESZ.
— Jeśli ja wygram, w każdą sobotę, do dwudziestego czwartego lutego będziesz roznosić plakietki z logiem mojej organizacji — oznajmiłam.
— Zgoda — mówiąc to, przeciął drugą ręką nasze złączone dłonie.
— Kiedy masz najbliższą transmutację? — zapytałam.
— Jutro, ale McGonagall odda eseje w czwartek — powiedział. — Proponuję spotkanie tutaj od razu po ostatniej lekcji.
— Nie ma sprawy — rzekłam i pozbierałam swoje rzeczy do torby.
Stwierdziłam, że mam dość na tamten dzień. Planowałam wrócić do pokoju wspólnego, gdzie mogłam spokojnie spędzić czas z Harrym i Ronem. Nie miałam ochoty siedzieć sama w bibliotece.
— Nie mogę się doczekać zobaczenia twojej miny, kiedy już przegrasz — oznajmił.
Popatrzyłam na niego oburzona, cały czas milcząc i odniosłam książki na swoje miejsce.
— Chcę zobaczyć twoją, kiedy będziesz chodził po całym zamku, wciskając ludziom moje plakietki — odegrałam się.
— Niedoczekanie. — Prychnął i ruszył ze mną w stronę wyjścia. — Niestety, tym razem nie mogę cię odprowadzić, profesor Sprout czeka.
— Dam radę — mruknęłam. — Cześć.
— Do zobaczenia — powiedział i udał się schodami w dół.
Głośno westchnęłam i samotnie zaczęłam wspinać się na siódme piętro.
Cały ten zakład był dla mnie bez sensu, ale skoro Cedrik sam to zaproponował, proszę bardzo. Wiedziałam, że miałam rację. Byłam tego w stu procentach pewna i nie mogłam doczekać się czwartku. Z tą myślą weszłam do pokoju wspólnego.


Środa, jak zawsze, była strasznie męcząca. Nigdy nie lubiłam tego dnia. W środek tygodnia nauczyciele zadawali zazwyczaj najwięcej, przez co w bibliotece pojawiały się tłumy, a ja nie mogłam w spokoju się pouczyć. Prawie wszystkie stoliki były zajęte i ledwo znalazłam jakieś wolne miejsce.
Naprzeciwko mnie siedziała jakaś piątoklasistka, co wywnioskowałam z podręcznika, z którego się uczyła. Miała również niebieski krawat, więc musiała być Krukonką. Na moje nieszczęście nie mogłam zobaczyć, kim jest owa dziewczyna, gdyż długa, ciemna grzywka zasłaniała jej twarz.
Postanowiłam nie zwracać na nią więcej uwagi i zająć się pisaniem eseju, który planowałam dokończyć poprzedniego dnia, ale przeszkodziła mi w tym druga już kłótnia z Cedrikiem. Wydawał się świetnie bawić. Był taki pewny siebie i swojej teorii.
Przestałam rozmyślać, kiedy usłyszałam dźwięk odsuwanego krzesła. Podniosłam głowę i spotkałam wzrok Cho Chang, która po chwili posłała mi delikatny uśmiech. Odwzajemniłam go i jak najprędzej wróciłam do pisania.
Czy to przypadkiem nie ona podobała się Cedrikowi?, zadałam sobie pytanie. Nie byłoby to nic dziwnego, była naprawdę ładna. Zresztą, Harry też wydawał się nią zainteresowany. Kiedyś o mało nie potknął się o własne nogi, widząc ją na korytarzu.
Nagle usłyszałam ten sam dźwięk, co kilka minut wcześniej. Odruchowo spojrzałam, kto tym razem dosiadł się do mojego stolika, a po chwili moje oczy były już szeroko otwarte. Przez chwilę jeszcze wpatrywałam się w niego, ale kiedy on podniósł swoją głowę, szybko odwróciłam mój wzrok. Przez parę kolejnych minut wpatrywałam się w pergamin z moją pracą, aby ukryć rumieńce.
Minęło jakieś pół godziny, od kiedy Wiktor Krum pojawił się w bibliotece. Pisałam ostatnie zdanie eseju, kiedy usłyszałam jego niski, barytonowy głos z lekkim akcentem:
— Ńje wiesz może, gdźje znajdę „Historię Hogwartu”?
— Ym, powinna być w dziale ogólnym — odparłam trochę zmieszana.
Ta sytuacja była dla mnie naprawdę bardzo krępująca. Nie miałam pojęcia, czego mógł ode mnie chcieć.
— Właśńje ńje umiałem jej znaleźć — powiedział, cały czas się we mnie wpatrując.
— Pomogę — oznajmiłam po chwili zastanowienia.
To właśnie na tym polegał cały ten turniej; na integrowaniu się z osobami z innych szkół, więc dlaczego ja nie miałam w tym uczestniczyć?
Wstałam ze swojego miejsca i ruszyłam w stronę wspomnianego przeze mnie działu. Kątem oka ujrzałam, że szedł za mną. Kiedy podeszłam do regału, półka, na której zazwyczaj leżały te książki, była pusta. Pochyliłam się, aby zobaczyć, czy przypadkiem ktoś nie włożył ich w inne miejsce, ale tam także nie było po nich śladu. Zdziwiona popatrzyłam na barczystego chłopaka, który przez cały ten czas przypatrywał się moim poczynaniom.
— Zapytam o nie pani Pince. — Wskazałam palcem biurko bibliotekarki.
— Dobrzje. — Kiwnął głową na znak, że rozumie i ponownie za mną ruszył.
— Przepraszam — zaczęłam, kiedy znalazłam się na miejscu — czy są jeszcze jakieś egzemplarze „Historii Hogwartu”? Przeszukałam cały dział, ale nigdzie nie mogłam ich znaleźć.
— Niestety, Hermiono — odparła spokojnie kobieta. — Mnóstwo uczniów z Beauxbatons i Durmstrangu ją wypożyczyło. Nie była taka popularna od dziewięćdziesiątego drugiego!
— Rozumiem, dziękuję — mruknęłam i odwróciłam się w stronę Wiktora.
— To nic — powiedział. — Dźjęki za pomoc.
— M-myślę, że mogę pożyczyć ci moją książkę — zaoferowałam.
— Biłbym bardzo wdźjęczny — powiedział uradowany.
Pierwszy raz zobaczyłam go uśmiechniętego. Cały czas chodził zgarbiony z tą swoją grobową miną, przez co wydawał się dużo starszy. W tamtym momencie sprawiał wrażenie normalnego osiemnastolatka.
— Wiktor — przedstawił się, wyciągając w moim kierunku dłoń.
Już miałam mówić, że dobrze wiedziałam, kim był, ale na szczęście w odpowiednią porę ugryzłam się w język.
— Hermiona. — Podałam mu rękę, a on lekko nią potrząsnął.
— Hiermi-ją-nina — powtórzył po mnie. — Dobrzje to wypłowiedziałem?
— Ym, prawie — odpowiedziałam. — Her-mio-na.
Próbował wypowiedzieć moje imię jeszcze jakieś paręnaście razy, ale za każdym wychodziło mu coś innego. Po kilku próbach zrezygnowałam i jeszcze przez chwilę gawędziłam z nim o „Historii Hogwartu”.
— Chciałbym dowiedźjeć się czegłoś więcej o waszej szkole — wyjaśnił. — Widaje się bardzo ciekawa.
Przytaknęłam na znak, że się zgadzam.  Mówił mi również trochę o Durmstrangu, który po jego opowieściach wydawał się bardzo rygorystyczny, a sam dyrektor, Karkarow, sztywny i bezlitosny względem innych uczniów.
Czas szybko mi upłynął, nie zauważyłam nawet, kiedy wybiła dwudziesta, a pani Pince wygoniła nas z biblioteki. Pożegnałam się z Wiktorem na korytarzu i ruszyłam schodami na siódme piętro.
Kiedy dotarłam do celu, przywitałam się w pokoju wspólnym z Harrym i Ronem, po czym od razu poszłam do dormitorium, gdzie odłożyłam swoje rzeczy i skierowałam się do łazienki. W ekspresowym tempie wzięłam kąpiel i położyłam się do łóżka z zamiarem przeczytania jakiejś książki, ale zamiast tego różne myśli nie dawały mi spokoju.
Z Wiktorem rozmawiało mi się bardzo miło i nigdy nie sądziłam, że mogłabym tak łatwo nawiązać z nim kontakt. Był zupełnie inny, niż postrzegali go ludzie. Potrafił się śmiać, energicznie opowiadać o swojej szkole i znajomych. W pewnym momencie pomyślałam nawet o Ronie, który na pewno bardzo chciałby być na moim miejscu. Z chęcią przedstawiłabym go Wiktorowi, ale nie chciałam, żeby po Hogwarcie chodziły kolejne plotki. Wolałam nie myśleć, co Rita Skeeter znowu by wymyśliła. „Hermiona Granger spotyka się z kolejnym uczestnikiem Turnieju Trójmagicznego”, wyobraziłam sobie nagłówek najnowszego wydania Proroka Codziennego.
Nagle moje oczy zaczęły się strasznie kleić. Mimo że było dopiero po dwudziestej pierwszej, zasnęłam.

Rano obudziłam się wyspana i wypoczęta, co zdarzyło mi się pierwszy raz od dłuższego czasu. Spojrzałam na zegar, który wskazywał dopiero za piętnaście siódmą.
Wstałam i po cichu ruszyłam do łazienki, aby nie obudzić żadnej z moich współlokatorek. Myjąc zęby, uświadomiłam sobie, że był już czwartek. Dzień, w którym miałam się dowiedzieć, kto wygrał cały ten zakład. Podekscytowana wizją Cedrika roznoszącego moje plakietki z WESZ, poszłam się ubrać. Pięć minut później z książką w ręku zeszłam do pokoju wspólnego.
Przez następną godzinę siedziałam w moim ulubionym fotelu i czytałam. Około ósmej zaczęli schodzić pierwsi uczniowie, a po jakichś dwudziestu minutach w pomieszczeniu pojawili się również chłopcy, z którymi udałam się na śniadanie.
— Harry, co z jajem? — zapytałam, jedząc swoją ulubioną owsiankę ze świeżymi owocami.
— Nie dajesz mu żyć — upomniał mnie Weasley, patrząc w moim kierunku swoim zirytowanym wzrokiem. — Przypominasz mu o tym codziennie.
— Ron ma rację — odparł. — Jest przecież dopiero początek grudnia. Zostało jeszcze mnóstwo czasu.
— Och, z wami nie da się rozmawiać — żachnęłam się. — To jest po prostu ważne i nie można tego ot tak ignorować.
— Rozumiemy — powiedział najmłodszy syn Weasleyów.
Niezadowolona spojrzałam na niego i odwróciłam się w stronę jego siostry.
— Ginny, jak sprawdzian z zaklęć? — zagadnęłam dziewczynę. — Poradziłaś sobie z Aquamenti?
— W końcu po paru próbach mi się udało — przyznała, kiedy przełknęła swojego tosta — ale Flitwick zapomniał o tym teście.
— Mogłaś mu przecież przypomnieć — oznajmiłam.
— W przeciwieństwie do ciebie, Hermiono — zaczęła — nie przepadam za sprawdzaniem moich umiejętności. Cieszę się, że zapomniał i tyle.
— Co się odwlecze, to nie uciecze — przypomniałam i wróciłam do jedzenia.
Po śniadaniu w trójkę ruszyliśmy na pierwsze piętro, gdzie znajdowała się klasa do transmutacji. Nie minęła minuta, kiedy pojawiła się opiekunka naszego domu i wpuściła nas do środka.
Profesor McGonagall skończyła lekcję dziesięć minut przed jej końcem, co bardzo mnie zdziwiło. Posłusznie schowałam podręcznik i czekałam na wyjaśnienia.
Kobieta poinformowała nas o Balu Bożonarodzeniowym, który miał się odbyć dwudziestego piątego grudnia. Dodała, że obowiązkowy jest ubiór wyjściowy i nie chce, aby jej dom przyniósł jej wstyd. Po chwili w całej klasie słychać było podniecone szepty wszystkich dziewczyn. Zauważyłam również spojrzenia rzucane w stronę Harry’ego.
Pierwszą myślą było to, że nie pójdę. Zdecydowanie nie wyobrażałam sobie siebie w sukience. Potem dotarło do mnie, że nawet nie miałabym z kim iść. Niby mogłabym iść sama, ale jakby to wyglądało? Po szybkiej analizie stwierdziłam, że jak zwykle wrócę na święta do domu i spędzę je w gronie moich najbliższych. Wtedy wydawało mi się to najlepszym wyjściem.
________
Na początku może napiszę, że jestem rozczarowana ilością komentarzy pod ostatnim rozdziałem. :/ Pod 11stką było ich trochę więcej i myślałam, że tym razem też tak będzie. Powtarzam to po raz tysięczny, ale zrozumcie, że one naprawdę motywuję! Kiedy publikowałam nr 12 byłam gotowa od razu złapać za laptopa i napisać kolejną część, ale stwierdziłam, że po co.  Dlatego też rozdział nie pojawiał się tak długo. 
Swoją drogą dziękuję Siobhan za zbetowanie rozdziału. :D 
PS Wydaje mi się, że za dużo biblioteki w tym rozdziale, ale w końcu to tam Hermiona spędza połowę swojego życia. :+) 
PPS Czy tylko mi wydaje się taki strasznie krótki? 
Zapomniałabym o najważniejszym! Jestem naprawdę wdzięczna za ponad 7K wyświetleń! Jestem pod wielkim wrażeniem i bardzo się z tego powodu cieszę. +Za niedługo łącznie będzie również tutaj 100 komentarzy (jest 99). Dziękuję bardzo!

27 komentarzy:

  1. Ja to czytam i kocham. Jedna z najlepszych historii na jakie się natknelam. Czekam z niecierpliwoscia na następny rozdział. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział! :)
    Zgadzam się z moją koleżanką z góry. To jeden z najlepszych blogów, na jakie kiedykolwiek się natknęłam :) Co do komentarzy, to nie powinnaś się tym przejmować. Zgadzam się, że one motywują, ale jakbym przeczytała nawet jeden komentarz, w którym napisane jest, że opowiadanie się podoba, to byłabym wniebowzięta :) Co do Twojego opowiadania, to jeszcze raz podkreślam, że jest po prostu genialne i tyle. Pamiętaj też, że przyjaciele odchodzą i przychodzą, a zwłaszcza ci z internetu. Moja przyjaciółka mi to napisała, gdy pod moim postem było zero komentarzy. Pisz dla siebie i dla mnie :D No i oczywiście dla innych czytelników, a uwierz mi, że są tacy :) Co do fabuły rozdziału, to jest to wszystko bardzo fajnie napisane. Wszystko idealnie splata się z fabułą. Cedrik i Hermiona <3 Kocham sceny z nimi. Za dużo biblioteki? Myślę, że to dobrze. Czasami ubolewałam nad tym, że Harry to taki nieuk i nie chodził do biblioteki, która gdybym tam chodziła, byłaby moim ulubionym miejscem w Hogwarcie! :) No prawie ulubionym, za Pokojem Wspólnym, Pokojem Życzeń i Wielką Salą :) Ale dość o mnie. Uważam, że Harry trochę głupio się zachowuje. Powinien trochę spędzać czasu z Hermioną, a nie wymienił ją sobie, gdy Ron go przeprosił. Czasami uważam, że są upośledzeni uczuciowo :D Hermionka myśli, że nikt jej nie będzie chciał zaprosić? Jeszcze się zdziwi :D No dobra, ja kończę, bo trochę się rozpisałam. Pozdrawiam serdecznie, czekam na następny rozdział i życzę weny! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę bardzo przyjemnie mi się to czyta i jestem mega wdzięczna za tak długi komentarz. :)
      Masz rację, nie powinnam się przejmować. Ważne, że chociaż paru osobom podobają się moje wypociny. :D

      Usuń
  3. Bardzo mi się podoba :> czekam z niecierpliwością na romantyczne sceny z naszymi bohaterami <3 oczywiście wiem, że wszystko musi się powoli rozwijać. Masz talent. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na romantyczne sceny niestety będzie trzeba jeszcze trochę poczekać :D

      Usuń
  4. Czy ja wiem czy taki krótki? Gdybyś dała więcej to rozdział straciłby swój urok :) A póki co nie zauważyłam żadnych błędów, jeśli chodzi oczywiście o ortografię- z interpunkcją nie zamierzam doradzać, bo sama w tych sprawach jestem średnia.
    Bardzo fajny rozdział i cóż mogę powiedzieć? Czekam na więcej, pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Czekam na kolejny rozdział bo zakochałam się w tym blogu 💓💓

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Strasznie mi miło :D dziękuję, a rozdział postaram się dodać jeszcze przed końcem wakacji. :)

      Usuń
  6. Znalazłam ten blog parę dni temu i nie mogę się oderwać!
    Widzę jak bardzo poprawiłaś styl pisania :) Piszesz o wiele ciekawiej niż na początku. Żarty są śmieszne, postacie wspaniale opisane, sceny nie nudzą. Przyjemnie się to czyta, niemal jak kanon :D
    Plus pairing - Cedmione! To jeden z tych rzadziej spotykanych, bo wszędzie wpychają Dramione. Cieszę się, widząc tyle scen z Cedrikiem, naprawdę fajnie go opisujesz, jest sympatyczniejszy niż w książce ;)
    Nie mogę się doczekać następnych rozdziałów!
    I mam pytanko, jeśli mogę. W jakim wieku jesteś?
    Cieplutko pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zdajesz sobie sprawy, jak miło czytało mi się twoje słowa. Cieszy mnie to, że podobają Ci się moje wypociny, a przede wszystkim - zauważyłaś poprawę w moim stylu pisania. :D Na pewno bardzo pomogła mi w tym Siobhan, która dopiero od niedawna jest moją betą, ale zrobiła już dla mnie naprawdę dużo i jestem jej niesamowicie wdzięczna. :)
      Co do wieku, mam 15 lat, czyli idę teraz do 3 klasy gimnazjum. :D
      Ja również pozdrawiam i dziękuję za tak miły komentarz.

      Usuń
  7. Nigdy nie mam pomysłu co napisać w komentarzach, lecz wiem, że one dodają dużo sił. Po prostu pisz dalej, bardzo lubię to opowiadanie. Czekam z niecierpliwością na następny rozdział :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło i dziękuję za nominację do LBA! :D

      Usuń
  8. Super historia ;) Długo szukałam czegoś o Cedriku, a tu taka niespodzianka ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetny *.* Mam nadzieję, że wygra Ced ! Poco Mionie te całe wszy ? xD

    OdpowiedzUsuń
  10. Kiedy następny ?? Kocham Cedrika ������

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że do dwóch tygodni powinien być, ponieważ mam już jego połowę. Niestety, ale chyba wyszłam z wprawy, bo ten rozdział strasznie ciężko mi się pisze. :|

      Usuń
  11. Uwielbiam te opowiadania

    OdpowiedzUsuń
  12. Odpowiedzi
    1. Jest już napisany :D więc zależy to od mojej bety :)

      Usuń
  13. Kocham to opowiadanie! :) nie mogę się doczekać następnego rozdziału :) Mam nadzieję, że nie przestaniesz pisać, bo świetnie Ci to idzie.

    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  14. Kiedy nowości? :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Jak mogłaś skończyć w takim momencie? No jak? :D Nie mam pojęcia, czego się spodziewać po tym zakładzie. Chyba chciałabym, żeby Cedrik utarł nosa Hermionie, która oczywiście musiała powiedzieć, co wiedziała, upierać się, że to ona ma rację. Chłopak w sumie nie lepszy. Oj, dobrali się. :) Bardzo fajny pomysł z tą transmutacją, jednorożcami i ich odmiennymi poglądami. Od samego początku ciągle tylko myślałam i myślałam, kto wygra (może odpowiedź będzie „to zależy” xD). Tylko na jeden moment zapomniałam o tym. Wiesz kiedy? Wtedy gdy pojawił się Krum. :D Fascynująca postać. Szczególnie, że starasz się pokazać jego bardziej przyjazną stronę, z miejsca go polubiłam.

    A Cedrik umawiający się na wizytę u rodziców Hermiony? O matko, zawsze mnie czymś powalisz! :D

    Wiem, że zachwycam się kanonicznością Granger, ale proszę Cię, spójrz na to:
    „— W końcu po paru próbach mi się udało — przyznała [Ginny], kiedy przełknęła swojego tosta — ale Flitwick zapomniał o tym teście.
    — Mogłaś mu przecież przypomnieć — oznajmiłam.”
    Przecież to kwintesencja. Padłam i umarłam, bo to było IDEALNE.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie o to mi chodziło. :D W końcu nie wydaje mi się, że Hermiona polubiłaby go, gdyby był jakimś gburem itd.
      Haha, cieszę się, naprawdę!
      Dziękuję za komentarz, sprawiasz mi wielką radość, komentując każdy rozdział po kolei. <3

      Usuń