14 listopada 2015

Rozdział XIV

Reszta tego dnia była istną katorgą. Gdziekolwiek bym nie przebywała, zawsze docierały do mnie rozmowy o Balu Bożonarodzeniowym, którego miałam już serdecznie dosyć.
Na szczęście Harry i Ron wydawali się tym niewzruszeni. Dopiero gdy okazało się, że uczestnicy turnieju musieli mieć partnerów do tańca, Potter zaczął panikować.
Nie miałam zielonego pojęcia, czym on się tak przejmował. Znalezienie dziewczyny, która chętnie zgodziłaby się pójść z nim na bal, zajęłoby mu mniej więcej dziesięć minut, może trochę więcej, jeśli byłby wybredny. Już w tamten czwartek nie było przerwy, na której nie podchodziłyby do niego jakieś uczennice. Swoją drogą, byłam ciekawa, czy za Cedrikiem również ustawiała się cała kolejka nastolatek.
— Przykro mi, ale obiecałem już komuś innemu — po raz kolejny wyrecytował Harry.
— Podeszło już do ciebie mnóstwo dziewczyn, a ty za każdym razem mówisz to samo — powiedziałam zdziwiona, kiedy wysoka Puchonka, która zaprosiła go na przyjęcie bożonarodzeniowe, zdążyła już odejść. — Nie wolisz od razu znaleźć sobie partnerki, żeby potem nie mieć już tego kłopotu?
— Harry po prostu wie, że żadna mu nie odmówi — odparł z zadowoleniem Ron. — Uczestnik Turnieju Trójmagicznego nie może mieć byle jakiej partnerki.
— Och — zirytowałam się. — Nie wygląd jest najważniejszy, prawda, Harry?
— Ee, no nie — mruknął. — Jest po prostu jedna osoba, z którą chciałbym iść i tyle.
— To zmienia postać rzeczy — rzekłam usatysfakcjonowana odpowiedzią mojego przyjaciela.
— I nie powiedziałeś mi o tym? — Weasley zatrzymał się i spojrzał na niego z żalem w oczach.
— Mówię teraz. — Wzruszył ramionami, po czym znowu ruszyliśmy w kierunku klasy profesora Binnsa. — A ty kogo masz zamiar zaprosić?
Ron, słysząc te słowa, w momencie się zarumienił i odwrócił głowę w drugą stronę. Byłam ciekawa, czemu nie chciał nam zdradzić, kogo miał na oku, aż do chwili, kiedy nagle mnie olśniło. Podobała mu się przecież Fleur Delacour, na pewno o niej wtedy pomyślał!
— Nie wiem jeszcze — mruknął, cały czas odwracając wzrok. — Jeszcze się nad tym nie zastanawiałem.
Ujrzałam tylko, jak Harry szeroko otworzył oczy i lekko się uśmiechnął.
— Hermiono, masz może esej na zielarstwo? — Weasley szybko zmienił temat. — Kompletnie o nim zapomniałem.
— Tak — odpowiedziałam. — Ale profesor Sprout zaznaczyła, że termin jest na jutro.
— Ach, no tak — wymruczał.
Nic już nie mówiąc, oparliśmy się o parapet naprzeciw odpowiedniej klasy, gdyż zostało jeszcze parę minut do lekcji. Chłopcy rozmawiali o pierwszym tańcu Harry’ego, a ja zastanawiałam się, czy na pewno wrócę do domu na święta. Wydawało mi się, że dla niego w jakimś stopniu to wydarzenie było ważne i powinnam pójść. Nawet sama.
Odwróciłam się przodem do okna i zaczęłam obserwować to, co działo się na zewnątrz. Od paru dni pogoda była tragiczna. Wiatr stawał się coraz bardziej porywisty, a temperatura spadła przynajmniej o siedem lub osiem stopni. Wciąż jednak było za ciepło, żeby śnieg, na zmianę padający z deszczem, się nie roztopił. Nienawidziłam wychodzić na dwór, kiedy panowały tam takie warunki, a było to konieczne, gdyż szklarnie i chatka Hagrida, na moje nieszczęście, nie znajdowały się w środku.
Wpatrywałam się w płatki śniegu, zamieniające się w wodę na szybie, kiedy ktoś mnie pociągnął za ramię. Nie wiedząc, co się dzieje, gwałtownie odwróciłam głowę.
— Ziemia do Hermiony — powiedział Ron, machając dłonią przed moją twarzą. — Lekcja!
— Już, zamyśliłam się — odparłam, marszcząc czoło, po czym wzięłam torbę i weszłam za nim i Harrym do klasy.
Jak zawsze usiadłam gdzieś z przodu i wyjęłam wszystkie potrzebne rzeczy. Nauczyciel przez całe zajęcia prowadził swój monolog, a ja notowałam każdą cenną informację, którą udało mi się usłyszeć.

Po historii magii udaliśmy się na obiad. Wciąż nie mogłam przeżyć tego, że skrzaty domowe pracowały w kuchni, ale obiecałam sobie, że do nowego roku już tam nie zajrzę. Miałam nadzieję, że przez ten czas Mrużka przestanie rozpaczać po panu Crouchu i weźmie się w garść. Bardzo chciałam, żeby dało jej się w końcu przemówić do rozumu.
Kiedy zjadłam, od razu ruszyłam do biblioteki, gdzie po ostatniej lekcji byłam umówiona z Cedrikiem. Miałam nadzieję, że nie przegrałam tego zakładu. Nie mogłam przecież zrezygnować z WESZ, a najgorsze było to, że im bliżej spotkania, tym bardziej niepewna byłam swojego zdania. Pomyśleć, że jeszcze rano dałabym sobie rękę uciąć, tak bardzo przekona byłam swoich racji.
Trochę zdenerwowana wyszłam z Wielkiej Sali i poszłam w kierunku schodów.
— Hermiono! — usłyszałam czyjś krzyk, kiedy byłam na półpiętrze.
Obróciłam się i ujrzałam idących w moją stronę trzech Puchonów. Kiedy do mnie podeszli, wszyscy po kolei się przywitali.
— Cześć? — Nie miałam zielonego pojęcia, czego koledzy Cedrika mogli ode mnie chcieć. W końcu rozmawiałam z nimi może raz? Ewentualnie dwa razy?
— Ced mówił, że mieliście się dzisiaj spotkać w bibliotece, bredził coś o jakimś zakładzie —  wyjaśnił Floyd.
— To był chyba esej — poprawił go Oliver.
— Mniejsza z tym. — Chet przewrócił oczami, po czym kontynuował: — Kazał przekazać, że jest chory.
— I nie da rady przyjść?
— Niestety — odparł. — Ledwo wstaje z łóżka, a posiłki przynosimy mu my.
— Och — wyrwało mi się. — Ale to nic poważnego? Był u pani Pomfrey?
— Nie był, chociaż powinien — bąknął. — Ma gorączkę, kaszel, katar i cały czas śpi. Ledwo mówi.
— Tak to jest, jak chodzi się na wieczorne spacery po błoniach w taką pogodę — oznajmił Oliver.
— Jeszcze bez szalika! — podkreślił Floyd. — Wczoraj nigdzie nie umiał go znaleźć i poszedł bez, a dzisiaj złapało go to cholerstwo.
— Ale przynajmniej nie był sam. — Oliver poruszył znacząco brwiami, a ja, nie wiadomo czemu, automatycznie pomyślałam o Cho Chang.
— Cicho — mruknął Bennett, po czym kichnął dwa razy z rzędu.
— To przekaż mu proszę, żeby poszedł do tego skrzydła szpitalnego, pani Pomfrey na pewno coś poradzi — rzekłam. — Ty zresztą też powinieneś.
Chet również nie wydawał się w dobrym stanie. Miał czerwony nos i opuchnięte oczy. Podejrzewałam, że zaraził się od Cedrika.
— Przeka… — Przerwało mu głośne kichnięcie. — Przekażę.
— Szybkiego powrotu do zdrowia, pa — pożegnałam się i ponownie zaczęłam wspinać się po schodach.
Strasznie współczułam Cedrikowi i po części poczułam się temu winna. W końcu to ja byłam w posiadaniu jego szalika i zapomniałam o tym, żeby go oddać. Pożyczył mi go przed pierwszym zadaniem, kiedy myślałam, że zostawiłam swój u Madame Rosmerty. Okazało się jednak, że miał go Harry. Obiecałam sobie, że jeszcze tego dnia go poszukam i oddam w najbliższym czasie.
Swoją drogą, zdenerwowałam się, gdyż chciałam mieć za sobą cały ten zakład i dowiedzieć się, kto miał rację. Westchnęłam i wypowiedziałam hasło, o które poprosiła mnie Gruba Dama.
Zdecydowałam, że jednak nie zrezygnuję z pobytu w bibliotece i udam się tam za jakiś czas.
Pierwszym, co zrobiłam, będąc już w moim dormitorium, było odłożenie torby na biurko i rozebranie się z szaty. Potem od razu zabrałam się za szukanie szalika.
Zaczęłam od szafy, gdzie znajdowała się kurtka i wszystkie cieplejsze rzeczy. Niestety, nigdzie nie mogłam znaleźć żółto-czarnego materiału. Zmarszczyłam czoło i jeszcze raz pomyślałam, gdzie mogłam go położyć. Nic jednak nie przychodziło mi do głowy, więc postanowiłam sprawdzić wszędzie, gdzie prawdopodobnie mógłby on się znajdować.
Sprawdziłam w każdej szufladzie, na regale, nawet pod łóżkiem, ale nie było po nim ani śladu. Po jakimś czasie poddałam się i wykończona opadłam na łóżko. Leżałam tak przez jakąś chwilę, wpatrując się w czerwony sufit, ale po chwili wstałam i wyciągnęłam z torby niepotrzebne książki. Spakowałam jeszcze dwie rolki pergaminu i  „Historię Hogwartu”, na wypadek gdybym przypadkiem spotkała Wiktora, któremu obiecałam ją pożyczyć.
Przebrałam jeszcze tylko sweter na cieplejszy i ruszyłam schodami do pokoju wspólnego, żeby potem wyjść przez dziurę na korytarz.
Idąc na piąte piętro, cały czas myślałam o tym głupim zakładzie, na który zgodziłam się tylko pod wpływem impulsu. Ugh. Dopiero na transmutacji uzmysłowiłam sobie, jak tragiczny był ten pomysł, i od tego czasu przeklinałam się cały czas. Wciąż nie mogłam uwierzyć, że do tego dopuściłam.
Doszłam do biblioteki po około pięciu minutach i stwierdziłam, że mogłam jednak zostać w dormitorium, gdzie było o wiele przyjemniej niż tam. Weszłam i usiadłam w dziale z książkami dotyczącymi wojen goblinów oraz zabrałam się za pisanie.


— Wiedziałam, że cię tu znajdę!
Gwałtowanie podskoczyłam, po czym głośno westchnęłam, wcześniej zamknąwszy oczy. Byłam skupiona na zadaniu domowym, kiedy usłyszałam krzyk Ginny, i najzwyczajniej w świecie się przestraszyłam.
— Ćś — powiedziałam, przykładając palec do ust. — Przypominam, że jesteśmy w bibliotece.
— Dobra, dobra — odparła. — I tak już stąd wychodzimy.
— Wychodzimy? — Spojrzałam na nią zdziwiona. — My?
— Tak — oznajmiła zadowolona. — Zabieram cię na spacer.
— Ginny… — zaczęłam. — Skończyłam dopiero pierwszy esej, muszę tu jeszcze trochę posiedzieć.
— Ileż czasu można spędzać w bibliotece? — mówiąc to, przewróciła oczami. — Musisz kiedyś wychodzić na zewnątrz. Poza tym, jest przed dwudziestą. Długo tu jeszcze nie posiedzisz.
— Widziałaś, jaka tam jest pogoda? — Palcem wskazałam najbliższe okno. — Jest strasznie zimno i wieje. Na sto procent będziemy chore.
— Och, już przestań — skarciła mnie Ruda. — Jak zwykle przesadzasz, a krótki spacer cię nie zabije. Będziesz ciepło ubrana i przynajmniej się dotlenisz.
— Jest już ciemno — podjęłam się kolejnej próby wybicia jej tego głupiego pomysłu z głowy.
— Idziemy — zarządziła.
— Dobrze, tylko powiedz mi, czemu nie możemy zostać w dormitorium?
— Bo mam ochotę się przejść, dlatego — powiedziała i pomogła do końca mi się spakować.
Z jednej strony nie chciałam przerywać odrabiania pracy domowej, ale z drugiej, z Ginny też dawno nie rozmawiałam i czułam, że była przeze mnie trochę zaniedbana, więc przystałam na jej propozycję.
— Zanim pójdziemy, muszę iść jeszcze do dormitorium odłożyć torbę i wziąć kurtkę — oznajmiłam, kiedy wyszłyśmy na korytarz.
— Czyli wracamy na siódme piętro. — Mocno pociągnęła mnie za ramię w kierunku schodów.

Po piętnastu minutach grubo poubierane wychodziłyśmy z zamku. Na zewnątrz była straszna zawierucha, a ja od razu pożałowałam, że nie przekonałam siostry Rona do pozostania w ciepłym i przytulnym dormitorium. Mocniej opatuliłam się kurtką i razem ruszyłyśmy w kierunku dziedzińca.
— To powiesz mi w końcu, co z tym twoim sprawdzianem z zaklęć? — zapytałam.
Słysząc moje słowa, Ginny zmarszczyła czoło i posłała mi groźne spojrzenie.
— Merlinie, nie wyciągnęłam cię z biblioteki tylko po to, żeby rozmawiać z tobą o nauce — powiedziała. — Gdyby tak było, dalej byś tam siedziała.
— Chciałam tylko wiedzieć, jak ci poszło — odparłam.
— Z Aquamenti nie miałam żadnego problemu, ale za to z Incendio kompletnie mi nie wyszło — mruknęła niezadowolona. — Kiedy Flitwick kazał nam wyczarować mały płomień, ja wyczarowałam duży, który w ogóle nie był mi posłuszny. Nie potrafiłam nad nim zapanować.
— Mogłaś przecież przyjść do mnie — rzekłam. — Pomogłabym ci się tego nauczyć.
— Tak, ale wiesz, że ostatnio nie miałyśmy za bardzo czasu, żeby ze sobą pogadać, a co dopiero pouczyć — burknęła. — Ale nie jest źle, wybłagałam u niego Zadowalający.
— Przynajmniej to. — Odetchnęłam. — Już myślałam, że profesor wystawił ci Nędzny.
— Było blisko!
Właśnie miałam jej odpowiedzieć, kiedy poślizgnęłam się na mokrej trawie i pociągnęłam Ginny za rękaw jej puchowej kurtki. Upadłabym, gdyby nie to, że Ruda w ostatniej chwili złapała mnie drugą ręką i mocno podciągnęła. Gdy wróciłam do poprzedniej pozycji, głośno się roześmiała, a ja zrobiłam dokładnie to samo.
— Twoja mina była najlepsza. — Zachichotała. — I to przerażenie w oczach.
— Hej! — Dałam jej lekkiego kuksańca w bok, ale na moich ustach dalej widniał szeroki uśmiech.
— Okej, okej. — Na moment zrobiła spokojną minę, po czym ponownie wybuchnęła niekontrolowanym śmiechem.
Śmiałyśmy się jeszcze przez dłuższą chwilę, dopóki się nie uspokoiłam i upomniałam Ginny, że już wystarczy. Ona posłusznie pokiwała głową i złapała mnie pod pachę, zaznaczając, że tym razem nie dopuści do sytuacji sprzed dziesięciu minut.
— Wiesz już, z kim chciałabyś pójść na bal? — zapytała mnie po chwili milczenia.
— Wracam na święta do domu — odparłam, wiedząc, co za chwilę nastąpi.
— Jak to? — Zatrzymała się. — Nie możesz przegapić takiego wydarzenia!
— Och, ale wyobrażasz sobie, żebym ja tańczyła? Ja? — podkreśliłam ostatnie słowo. — A poza tym, nie posiadam żadnej nadającej się na taką okazję sukienki.
— Dla twojej mamy na pewno nie byłoby problemem kupienie ci jakiejś i wysłanie sową — odrzekła. — A nawet jeśli, zawsze może to zrobić moja.
— Dobra, a kwestia tańca? — Byłam ciekawa, co wymyśli tym razem. — Ja nawet nie potrafię tańczyć.
— Założę się, że nie jesteś jedyna — powiedziała. — Swoją drogą, słyszałam, że McGonagall ma zorganizować jakieś nauki.
Ona zawsze miała na wszystko rozwiązanie.
— I niby ja miałabym na nie uczęszczać? — Popatrzyłam na nią z politowaniem. — To nie dla mnie.
— Dlaczego nie? — Spojrzała na mnie z niezrozumieniem. — Szybko się uczysz, to i z tym będzie tak samo.
Zdecydowanie nie widziałam siebie na takich lekcjach. Wyobraziłam sobie siebie powtarzającą każdy wskazany przez nauczyciela krok, jednak wizja deptania partnera czy upadku szybko zastąpiła ten widok. Głośno wypuściłam powietrze z płuc.
— Widzisz? Nie masz już argumentów. — Zobaczyłam jej usatysfakcjonowaną minę. — Idziesz.
— Mam argument — mruknęłam, przewracając oczami. — Nie pójdę na ten bal sama.
— Kto ci powiedział, że musisz iść sama?
— Ginny — zaczęłam — nie oszukujmy się. Wiadomo, że nikt nie będzie chciał ze mną iść.
Zdawałam sobie sprawę ze swojego wyglądu, postury czy wizerunku. To było dla mnie oczywiste, że nikt się mną nie interesował, a przynajmniej nikt tego nie okazywał.  Ale w końcu to nie było dla mnie priorytetem, więc czym ja się właściwie przejmowałam?
— Nie myślałaś, że może Cedrik chce cię zaprosić? — zasugerowała.
— Cedrik? — zdziwiłam się. — Niby czemu on?
— A co? Nie chciałabyś z nim iść? — Wysoko podniosła swoje brwi.
Widząc to, cicho parsknęłam. Musiałam przyznać, że nie pomyślałam o nim. Byłam jednak pewna, że miał już kogoś innego na oku.
— Po pierwsze, to chyba nie ode mnie zależy, czy mnie zaprosi. Po drugie, widziałaś ile dziewczyn ustawia się do niego w kolejce? Dlatego nie wiem, czemu miałby wybrać akurat mnie — wyliczałam po kolei. — A po trzecie, już dawno przestałam myśleć o nim w ten sposób.
— Dawno, czyli kiedy?
— Wtedy, kiedy zaczęłam się z nim przyjaźnić — odpowiedziałam, starając się sklecić jak najkrótsze zdanie.
— W takim razie zawsze możecie iść jako przyjaciele. — Wzruszyła ramionami. — Sama przed chwilą przyznałaś, że się przyjaźnicie.
—  Tak, ale jako przyjaciele idzie się, jak się nie ma z kim — powiedziałam. — A jak sama się domyślasz, jemu chętnych nie brakuje.
— To nie znaczy, że nie zaprosi ciebie!
— Zdziwiłabyś się — mruknęłam. — Ale koniec. Koniec jego tematu.
— Dobra, ja po prostu chcę, żebyś się trochę wyluzowała — rzekła. — Mogłabyś tam pójść, chociaż na chwilę przestać się o wszystko zamartwiać i nareszcie porządnie pobawić się w gronie swoich przyjaciół.
— Jakoś dalej sobie tego nie wyobrażam — bąknęłam.
— O, a jakbyś poszła z Ronem? — zaproponowała. — Pewnie nie znajdzie sobie pary.
— Litości — odparłam. — On chyba nawet nie wie, że ja jestem dziewczyną.
Na moje słowa Ruda głośno się zaśmiała.
— Już nie przesadzaj — upomniała mnie, kiedy zdążyła się już uspokoić. — Trzeba by mu to tylko delikatnie zasugerować.
— Nie! — zaprotestowałam. — Obiecuję, że coś wymyślę, tylko proszę, nie próbuj znaleźć mi partnera.
— Ugh — westchnęła. — A mogłam się tak dobrze bawić.
— Zrobimy tak — zaczęłam. — Jeśli ktoś mnie zaprosi, pójdę. Nie zaprosi, nie pójdę.
— Czyli, że idziesz — oznajmiła zadowolona.
Tym razem darowałam sobie odpowiedź, wywróciłam tylko oczami i lekko pokręciłam głową.
— A co z tobą? — odbiłam piłeczkę, schodząc na jej temat.
— Jak to, co ze mną? — zdziwiła się. — Jestem w trzeciej klasie, a bal jest od czwartej.
— Fakt — powiedziałam, gdy przypomniały mi się słowa profesor McGonagall. — Kompletnie o tym zapomniałam.
— Szkoda, że nie widziałaś dziewczyn z mojego rocznika, kiedy się o tym dowiedziały — zakpiła. — Były wręcz zdruzgotane.
Zachichotałam, mając przed oczami sytuację sprzed paru godzin, podczas gdy Lavender, Parvati i reszta z podekscytowania nie potrafiły usiedzieć na krześle.
— Demelza Robins nawet chciała iść do Dumbledore’a ze skargą — poinformowała mnie. — McGonagall próbowała jej to wybić z głowy, mówiąc, że dyrektor nie może zmienić zasad, ale uspokoiła ją dopiero wtedy, gdy oznajmiła, że uczennice z młodszych klasy mają możliwość pójścia, tylko z kimś starszym.
— Przecież to jest oczywiste, że profesor sam sobie tych reguł nie wymyślił. — Westchnęłam. — Już większy sens by to miało, gdyby chciała iść do pana Croucha.
— I nie zgadniesz, o kim pomyślały! — Zaśmiała się. — Wszystkie mówiły tylko o Harrym.
— Ach, to dlatego, między innymi, tyle dziewczyn do niego dzisiaj podchodziło — zrozumiałam. — W takim razie ja też mogę cię spytać, z kim chciałabyś iść na bal i co w ogóle zamierzasz?
— Zrobię tak jak ty — oznajmiła. — Zostanę przez kogoś zaproszona, pójdę. Nie zostanę, nie pójdę.
 Miałam nadzieję, że Ginny nie będzie czekać, aż Harry, w którym była zakochana po uszy, poprosi, aby była jego partnerką. Było mi jej okropnie szkoda, gdyż on w ogóle jej nie zauważał, a traktował ją tylko jak młodszą siostrę, tym samym bardzo ją raniąc. Dlatego właśnie uważałam, że powinna już dawno dać sobie z nim spokój, bo jemu i tak podobała się inna dziewczyna.
— Zawsze to ty możesz kogoś zaprosić — zasugerowałam.
— Nie. — Zrobiła skwaszoną minę. — Ktoś by pomyślał, że jestem nieźle zdesperowana.
— Hm, a nie myślałaś o tym, żeby wrócić na święta do domu?
— Rozważałam tę opcję, ale stwierdziłam, że z rodzeństwa będę tam tylko ja i Bill, bo Charlie wyjeżdża gdzieś ze znajomymi — odparła — a ja będę głównym tematem całej rodziny.
— Masz rację. — Pokiwałam głową na znak, że się z nią zgadzam. — Nie brzmi zachęcająco.
— Właśnie. — Ziewnęła. — Dlatego mimo wszystko wolę zostać w Hogwarcie. Bal trwa przecież tylko jedną noc.
— Czyżbyś zaczynała się robić śpiąca? — zapytałam.
— Ym, tylko trochę — mruknęła. — A która jest godzina?
— Chwila. — Zerknęłam na zegarek mieszczący się na moim lewym nadgarstku. — Dwudziesta pierwsza piętnaście.
— Już?
— Mhm. — Przytaknęłam. — Mnie też tak szybko upłynął ten czas.
— Wracamy?
— Wracamy — odparłam i ponownie wzięłam Ginny pod pachę, po czym również głęboko ziewnęłam.
Po całym dniu czułam duże zmęczenie. Przez siostrę Rona nagle zaczęły mi się zamykać oczy i jedyną rzeczą, o której myślałam, było moje łóżko.
— A jak Lavender i Parvati zareagowały na wieść o balu? — zapytała mnie, kiedy wreszcie weszłyśmy do środka.
— Tak jak cała reszta — oznajmiłam, zdejmując czapkę i szalik oraz odpinając kurtkę. — Reakcja ich wszystkich była zupełnie taka sama. Zaczęły chichotać, rozmawiać i rzucać te dziwne spojrzenia biednemu Harry’emu.
Obie któryś raz z kolei głośno się zaśmiałyśmy i zaczęłyśmy wchodzić na trzecie piętro.
— Jak myślisz, kto będzie jego partnerką? — zadała mi pytanie, po chwili ciszy przerywanej tylko stukotem naszych butów.
— Nie mam pojęcia — powiedziałam zgodnie z prawdą. — Ale mam wrażenie, że minie dużo czasu, zanim zdecyduje się kogoś zaprosić.
— Cały Harry.
Zobaczyłam delikatny uśmiech na jej twarzy i znowu zrobiło mi się jej strasznie żal.
— Właśnie — przyznałam. — Wydawał się trochę przestraszony, kiedy dowiedział się o tym pierwszym tańcu.
— Założę się, że twoja reakcja byłaby taka sama — rzekła. — Moja zresztą też, nie widzi mi się tańczyć przed całą szkołą.
— Mnie też nie — stwierdziłam. — Zdecydowanie sobie tego nie wyobrażam.
— Podejrzewam, że bym się potknęła — powiedziała. — Albo cały czas deptała partnera.
— To ja lepiej nie mówię o sobie — oznajmiłam, po czym przerwałam, aby podać hasło Grubej Damie.
Obraz odsłonił wejście do pokoju wspólnego i obie przekroczyłyśmy jego próg. W pomieszczeniu nie było już żadnej żywej duszy, oprócz paru uczących się siódmoklasistów. Zgrabnie ich ominęłyśmy, weszłyśmy po schodach i pożegnałyśmy przed drzwiami do mojego dormitorium.  
Po tych paru godzinach spędzonych z Ginny byłam szczęśliwa, że ruda postanowiła wyciągnąć mnie na spacer. Dawno tyle z nią nie rozmawiałam i nie byłam świadoma tego, jak bardzo mi jej brakowało. Obiecałam sobie, że zacznę poświęcać jej więcej czasu, nawet jeśli jego mniejszą część miałabym spędzać w bibliotece.
Po powieszeniu wszystkich ubrań w szafie, po cichu, aby nie obudzić moich współlokatorek, przebrałam się w piżamę, postanawiając, że prysznic wezmę przed śniadaniem. Byłam wyczerpana.
Na palcach podeszłam do łóżka, żeby po chwili wygodnie się w nim ułożyć. Ostatni raz zerknęłam na Krzywołapa i już miałam zamykać oczy, kiedy zauważyłam wystający spod rudego futra żółto-czarny materiał. Po dwóch sekundach znalazłam się przy jego legowisku i delikatnie zaczęłam wydobywać należący do Cedrika szalik.
Robiłam to najstaranniej, jak umiałam, żeby nie obudzić kota, ale moje próby na nic się zdały, ponieważ po chwili usłyszałam ciche miauknięcie. Szybko pociągnęłam za przedmiot, a kuguchar podniósł swój łebek i spojrzał na mnie, najwyraźniej mając mi za złe tę nagłą pobudkę. Jako rekompensatę podrapałam go po brzuchu i pogłaskałam po głowie, a do moich uszu doszło ciche pomrukiwanie.
Po paru minutach podniosłam się, odłożyłam pokryty pomarańczową sierścią materiał na biurko oraz wróciłam do łóżka, postanawiając, że wyczyszczę go następnego dnia. Zasnęłam natychmiast.
______
Przepraszam, że nie było mnie prawie 3 miesiące, ale rozpoczęła się szkoła i nie miałam czasu. :| Jest mi strasznie wstyd, bo pod poprzednim rozdziałem było mnóstwo komentarzy, które naprawdę mnie zmotywowały i udowodniły, że jednak ktoś te moje wypociny czyta. Mam nadzieję, że tym razem również dacie jakiś znak życia i pokażecie, że jeszcze tu ktoś zagląda. Liczę na was! 
Kolejna sprawa, blog ma już 11,5K wyświetleń! To dla mnie naprawdę dużo, a w sierpniu było aż 2K wejść! Bardzo wam dziękuję i cieszę się, że nie piszę tylko dla siebie. :D 
Jeszcze jedno — rozdział nic raczej nie wnosi, ale jestem z niego zadowolona. Nie miałam ochoty pisać ani o Cedriku, ani o Krumie. Hermiona wreszcie spędziła trochę czasu z Ginny i mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe.
PS Jeszcze raz przepraszam za tak długą nieobecność i wspomnę tylko na koniec, że tę notkę pisało mi się wyjątkowo trudno, a następną postaram się dodać jak najszybciej. 
Betowała Siobhan. 

16 komentarzy:

  1. Ale się naczekałam. No ale było warto! Fajny rozdział ale czekam na Cedmione z niecierpliwością ♡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się bardzo i jeszcze raz strasznie przepraszam, bo tyle razy się za niego zabierałam, ale zawsze nie umiałam go dokończyć. :/

      Usuń
  2. Super rozdział! Po dziesiątkach przeczytanych Dramione w końcu miała ( i świetna ) odmiana. Bardzo podoba mi się Twój styl pisania, pomysł i postacie. Czekam z oooogromną niecierpliwością o mam nadzieję, że nie przestaniesz pisać. Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam za błędy, komentarz dodawany z telefonu! :)

      Usuń
    2. Bardzo dziękuję i cieszę się, że Ci się podoba. :) Przestawać pisać nie mam zamiaru i mam nadzieję, że wytrwam i dokończę to opowiadanie. :D

      Usuń
  3. Jak zwykle rozdział świetny! Warto było czekać :) Co tam dalej będzie? Już nie mogę doczekać się kolejnego wpisu xd.
    Życzę ogromnej weny!
    Ruciakowa

    nie-bede-wybrancem.blogspot.com
    zdrajca-gw.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest mi bardzo miło, dziękuję! :)
      Kolejny wpis postaram się dodać jak najszybciej. Mam nadzieję, że dam radę. :D

      Usuń
  4. Rozdział świetny, trochę długo się na niego czekało, ale no trudno ;) Cieszę się, że postanowiłaś dodać rozdział z Ginny, przyjemnie mi się to czytało :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Nareszcie! Rozdział bardzo fajny, ale czekam na jakąś akcję z Cerdikiem ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W następnym rozdziale na pewno się pojawi! :D W tym również miał być, ale stwierdziłam, że byłoby już tego za dużo w tym rozdziale. :)

      Usuń
  6. Jest godzina 3:33 w nocy, gdy to piszę. Na Twojego bloga natrafiłam o godzinie 23:12, będąc szczegółowym. Zaczęłam od I rozdziału, skończyłam teraz i jestem na Ciebie wściekła, ponieważ wstaję za 3 godziny, a Twoje opowiadanie okazało się być POŻERACZEM CZASU!!!
    Wśród wszystkich, nudnych blogów, gdzie 3/4 rozdziału to nudne, sztucznie przeciągające się opisy mające ten sam skutek co mocne środki nasenne, odnalazłam Perełkę - czyli Twoje opowiadanie, które na dodatek jest z Cedem.
    Dziękuję i czekam ze zniecierpliwieniem na kolejny rozdział!
    Pozdrawiam i życzę dużo weny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, bardzo dziękuję! :)
      Świetnie znam to uczucie. Nie zliczyłabym na palcach jednej ręki, ile taka sytuacja zdarzała się właśnie u mnie. Czasami nawet nie spalam całą noc! :D
      Na koniec dodam jeszcze, że bardzo cieszą mnie twoje słowa i to, że zdecydowałaś się skomentować. To dla mnie naprawdę wiele znaczy. :)
      Ja również pozdrawiam i dziękuję!

      Usuń
  7. Zdecydowanie nie mam za złe, że odpuściłaś w tej notce Cedrikowi i Krumowi, choć przyznam, że spodziewałam się zaproszenia Hermiony przez Wiktora. ;) Czekam na to z niecierpliwością, bo jestem bardzo ciekawa, jak to przedstawisz.
    Dawno nie czytałam nic o Ginny i Hermionie, więc super, że poświęciłaś temu uwagę. I jeszcze był to taki życiowy temat, młodzieżowy. Szukanie partnera na bal. Która z nas nie była w podobnej sytuacji? :D Totalnie rozumiem rozterki dziewczyn.
    Dobra, idę dalej, bo chcę się dowiedzieć, co z tym zakładem. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie tak szybko! A ja jestem ciekawa, czy nie zawiodłam twoich oczekiwań. :D

      Usuń