2 lipca 2015

Rozdział XI

Byłam bardzo szczęśliwa, kiedy Harry’emu udało się zdobyć złote jajo, a z całego zadania wyszedł tylko z drobnymi ranami. Cedrik, niestety, został trochę bardziej uszkodzony niż on. Smok poparzył jego ramiona, klatkę piersiową i twarz. Ważne było jednak dla mnie to, że obaj szybko z tego wyszli, i późniejszy brak ewentualnych komplikacji.
Po tym, jak Potterowi udało się zaliczyć pierwsze zadanie, razem z Ronem ruszyliśmy w stronę namiotu, w którym pani Pomfrey opatrywała wszystkich uczestników. Przez cały czas bardzo kibicował naszemu przyjacielowi. Najwyraźniej wreszcie dotarło do niego to, że Harry wcale nie chciał w tym wszystkim uczestniczyć.
W namiocie zobaczyliśmy go siedzącego na jednej z ławek. Nie mogłam się powstrzymać i rzuciłam mu się na szyję. Tak bardzo cieszyłam się, że dał sobie radę i że nic poważnego mu się nie stało. Ron tylko spoglądał na nas nerwowo, bojąc się pewnie, że Potter mu nie wybaczy. Po chwili jednak i on odezwał się oraz przeprosił Harry’ego. Gdy moi przyjaciele wreszcie się pogodzili, byłam cała w skowronkach. Mogłam o wiele wcześniej dojść do tego, że zrobią to sami, a ja ich do niczego nie zmuszę.
Ocierając ostatnie łzy z policzka, udałam się w stronę Cedrika, którego ujrzałam, wchodząc do namiotu. Również postanowiłam go przytulić, nie byłam jednak świadoma tego, że jest aż tak poparzony i, nad niczym się nie zastanawiając, mocno go objęłam. On tylko lekko otoczył mnie ramionami, a po chwili cicho syknął. Na ten dźwięk odsunęłam się od niego i zaczęłam przepraszać. Dopiero wtedy zauważyłam, że cała jego twarz i szyja były pokryte pomarańczową maścią. Skrzywiłam się i ponownie zaczęłam obsypywać go przeprosinami. On tylko zaśmiał się i powiedział, że nic się nie stało.
Podczas rozmowy mówił o jakimś kocie. Nie wiedziałam, skąd on się wziął ani czemu nie wspomniał o nim wcześniej, ale stwierdziłam, że dowiem się tego następnym razem. Chciałam też porozmawiać z nim trochę dłużej, ale nagle Cedrik przestał mnie słuchać i spojrzał w jakiś punkt za mną. Odwróciłam się, bo byłam ciekawa, co zwróciło jego uwagę. Ciężko samej mi się do tego przyznać, ale poczułam lekkie ukłucie, kiedy zobaczyłam czarnowłosą Krukonkę idącą w naszą stronę. Jak zawsze miała proste i ładnie ułożone włosy oraz delikatny uśmiech podkreślony jakimś świecącym błyszczykiem. Popatrzyłam jeszcze raz na niego i w ekspresowym tempie pożegnałam się, aby jak najszybciej móc wrócić do moich przyjaciół.
Harry’ego i Rona jednak nie było już w pomieszczeniu i, przypomniawszy sobie, że za chwilę jury miało ocenić jednego z nich, jak najszybciej udałam się w stronę wyjścia.
Madame Maxime przyznała mu osiem punktów, Dumbledore i Crouch po dziewięć, Bagman aż dziesięć, a Karkarow tylko cztery. 
Trochę zmęczona wróciłam do pokoju wspólnego i rzuciłam się na mój ulubiony fotel naprzeciwko kominka. Zaczęłam myśleć o różnych sprawach. Zastanawiałam się, kiedy będzie następne zadanie i czy tym razem uczestnicy dostaną jakąś wskazówkę, czy będzie łatwiejsze od pokonania smoków i czy Harry da sobie radę.
O Diggory’ego również się bałam. Potter był moim najlepszym przyjacielem, a Cedrik, właśnie kim był dla mnie Cedrik? Nie przyjaźniłam się z nim, to na pewno. Nie przeżyłam z nim tyle, co z Harrym czy Ronem, ale nie uważałam go też za kolegę. Ani z Neville’em, ani z Deanem nie miałam takiego dobrego kontaktu, a przecież znałam się z nimi już przez parę lat. Nagle dotarło do mnie to, że ja im przecież nie ufałam, a Cedrikowi chyba tak. Czułam, że mogłabym zdradzić mu jakiś mój sekret, a on zachowałby to dla siebie. Miałam takie przeczucie, a czy to nie oznaczało, że mimo tak krótkiego czasu zaczęłam się z nim przyjaźnić? Nie miałam zielonego pojęcia, co o tym sądzić. Zawsze myślałam, że do tego potrzeba czasu, wielu przeżyć.
Przemyślenia przerwał nagły hałas, który zrobili Gryfoni wchodzący do pokoju wspólnego. W nich nie odnalazłam niestety Harry’ego i Rona, dlatego udałam się do swojego dormitorium i zajęłam się pisaniem eseju z transmutacji. Potem miałam zamiar załatwić parę spraw związanych z WESZ, takich jak zrobienie kolejnych plakietek czy spisywanie nowych pomysłów mających pomóc sytuacji skrzatów domowych.

Minęło parę godzin, a ja nie byłam tego świadoma. Ciągle siedziałam nad moim projektem, aż nagle pracę przerwało mi pukanie do drzwi. Odruchowo popatrzyłam w tamtą stronę i wstałam z łóżka, które w tamtej chwili zawalone było pergaminami, piórami i różnymi książkami.
— Proszę! — zawołałam.
Drzwi się otworzyły, a ja podniosłam głowę i zobaczyłam uśmiechniętą od ucha do ucha Ginny.
— Harry i Ron uważają, że zniknęłaś z powierzchni ziemi i nigdzie cię nie ma — powiedziała radosnym tonem.
— Szukali mnie? — zapytałam zdziwiona, po czym spojrzałam na mały, czarny zegarek, który znajdował się na moim lewym nadgarstku. 
— Dalej szukają i wysłali mnie, żebym sprawdziła, czy może nie siedzisz w swoim dormitorium zajęta odrabianiem lekcji na kolejne dwa tygodnie — odrzekła, po czym zamyślona dodała: — Dziwne, że nie wpadli na to wcześniej.
Głośno westchnęłam i zaczęłam sprzątać rzeczy znajdujące się na łóżku.
— Poszli już na kolację, czy dalej są w pokoju wspólnym? — zapytałam Rudej, która podeszła do mnie i zaczęła pomagać mi układać książki i pergaminy leżące na moim posłaniu.
— Ron był głodny i poszli już do Wielkiej Sali — odpowiedziała Ginny stojąca wtedy przy małym biurku po mojej lewej stronie. Zauważyłam tylko, że poukładała już wszystkie pergaminy, pióra i kałamarze w jednym miejscu. Byłam jej bardzo wdzięczna, bo dzięki niej już po chwili mogłam iść na kolację, zamiast męczyć się nad sprzątaniem, które zawsze sprawiało mi mnóstwo kłopotów.  — Ale kazali ci przekazać, że czekają tam na ciebie i masz się pospieszyć.
— Mówili coś jeszcze? — zapytałam.
— Hm… — Zastanowiła się chwilę. — Chyba nie.
Spięłam swoje niesforne włosy w kucyka i założyłam granatowy sweter. Była okropna pogoda i za każdym razem, kiedy zapomniałam ubrać się w coś cieplejszego, strasznie marzłam.
— Nie musisz się tak spieszyć — stwierdziła Ginny — zanim Ron dokończy swoją kolację, minie jeszcze jakieś piętnaście minut.
Na te słowa obie się zaśmiałyśmy i spokojnym krokiem ruszyłyśmy do Wielkiej Sali.

Po kolacji udałam się razem z Ronem i Harrym do sowiarni, gdzie Potter wysłał list do Syriusza, aby poinformować go, że pierwsze zadanie poszło mu bardzo dobrze. Świstoświnka była bardzo ruchliwa i dziobnęła Rona w palec, co on skwitował głośnym „aua”. Przez całą drogę rozmawialiśmy o Karkarowie, który niedawno okazał się śmierciożercą. Na początku Ron był zdziwiony tym faktem, ale już po chwili stwierdził, że to takie oczywiste i już od początku mogliśmy go podejrzewać.
W pokoju wspólnym zastała nas impreza zorganizowana przez Freda i George’a, na której byli prawie wszyscy Gryfoni, nie włączając w to pierwszo- oraz drugoklasistów. Kiedy zobaczyłam mnóstwo jedzenia na stołach, wiedziałam, że bliźniacy odwiedzili kuchnię, aby zdobyć cały ten zapas.
— Jak się tam dostaliście? — zapytałam Freda zdawkowym tonem.
Byłam bardzo ciekawa, jak tam weszli. Chciałam się tego dowiedzieć, aby potem samemu móc się tam udać. Bliźniak wszystko mi powiedział, jednak w pewnej chwili przerwał mu George, który niestety przejrzał moje zamiary. Na jego nieszczęście wiedziałam już, że trzeba jedynie połaskotać gruszkę na obrazie. Ona zachichoce, a przede mną powinny pojawić się drzwi do pomieszczenia.
W głowie próbowałam sobie wszystko zaplanować, lecz hałas w pokoju wspólnym ani trochę mi na to nie pozwalał. Odstawiłam butelkę po piwie kremowym na stół i pożegnałam się z Harrym i Ronem, tłumacząc się zmęczeniem, a kolejnego dnia miały być przecież normalne lekcje. Chłopcy wywrócili tylko oczami i ponownie zajęli się rozmową z Seamusem i Deanem.
Będąc już w dormitorium, obmyśliłam cały plan na następny dzień. Chciałam wstać jak najwcześniej, aby jak najdłużej móc porozmawiać ze skrzatami. Około pierwszej w nocy usłyszałam, że Lavender i Parvati wróciły, więc ja też postanowiłam pójść już spać. Przez moje podekscytowanie nie mogłam zasnąć przez kolejną godzinę. Cały ten czas myślałam o tym, co powiem tym biednym, zniewolonym stworzeniom. Postanowiłam, że nie będę układała specjalnej mowy, ale wszystko powiem z serca. Wydawało mi się to wtedy na najbardziej wiarygodne.

Kiedy następnego dnia wcześnie rano otworzyłam oczy, od razu postanowiłam wstać. Ubrałam mój szlafrok oraz kapcie i na palcach pognałam do łazienki, aby nie obudzić moich współlokatorek. Szybko wykonałam wszystkie poranne czynności i wyszłam z pomieszczenia. Założyłam mundurek, zabrałam spakowaną poprzedniego dnia torbę, a do ręki wzięłam szatę i zbiegłam po schodach do pokoju wspólnego, gdzie zobaczyłam niemały bałagan po wczorajszej imprezie. Pełno brudnych talerzy i pustych butelek po piwie kremowym, przez widok których miałam potem małe wyrzuty sumienia, że swoją zostawiłam na stole…
Przeszłam przez portret Grubej Damy, a całą pozostałą drogę do lochów pokonałam w ekspresowym tempie. Zrobiłam wszystko, o czym powiedział mi Fred, po czym przede mną pojawiły się drewniane drzwi. Otworzyłam je, a moim oczom ukazało się ogromne pomieszczenie z czterema stołami wyglądającymi dokładnie jak te w Wielkiej Sali oraz mnóstwo ciężko pracujących skrzatów. Ten widok przeraził mnie, a moje postanowienie jeszcze bardziej się pogłębiło. Weszłam do kuchni, a w ciągu sekundy pojawił się przy mnie jeden z nich.
— Witam, panienko — powiedział, nisko się kłaniając. — Czego sobie panienka życzy?
Spojrzałam na niego zakłopotana, kompletnie nie wiedząc co powiedzieć.
— Emm — zaczęłam — dziękuję, ale przybyłam tu w zupełnie innej sprawie.
Po tych słowach reszta skrzatów nawet się nie odwróciła w moją stronę, byli tak zajęci swoją pracą, że w ogóle nie zwrócili na mnie uwagi. Tylko ten jeden, który do mnie podszedł, cały czas tam stał.
— Tak, panienko? — zapytał.
— Słuchajcie — zawołałam. — Nie musicie tak ciężko pracować, to nie jest wasz obowiązek!
Dalej nikt nie zwracał na mnie uwagi.
— Co zrobić, żeby twoi koledzy zaczęli mnie słuchać? — zapytałam zrezygnowana. — Chciałabym wam pomóc, ale musielibyście się tym zainteresować.
— Niech panienka przyjdzie od razu po obiedzie lub po kolacji — odpowiedział skrzat. — Wtedy skrzaty nie są aż tak zajęte.
Westchnęłam i pożegnałam się. Obiecałam sobie, że wrócę tam od razu po zajęciach.

Do kuchni chodziłam codziennie przez kolejne parę dni. Za każdym razem tłumaczyłam skrzatom, że są wolne i mają prawo zażądać zapłaty od swoich pracodawców i że nie mogą pracować za darmo, ale one jakby mnie nie słyszały. Cały czas powtarzały, że to wstyd, gdy skrzat domowy chce pieniędzy i jest nieposłuszny wobec swojego pana. Tyle razy mówiłam, że są wolnymi stworzeniami i przysługują im naturalne prawa, ale oni mieli mnie po prostu gdzieś, ciągle przystając na swoim.
W sobotę siedziałam tam cały dzień, monotonnie tłumacząc im to samo. Tamtym razem postanowiłam skończyć wcześniej i do pokoju wspólnego udałam się już o dwudziestej. Właśnie zamykałam drzwi do kuchni, kiedy trafiłam na kogoś wyższego ode mnie o prawie dwie głowy. Spojrzałam w górę i zobaczyłam jak zwykle uśmiechającego się do mnie Cedrika. Byłam ciekawa, po co szedł do kuchni o tamtej godzinie.
— Czy chociaż raz moglibyśmy się gdzieś umówić i normalnie spotkać? — odezwał się pierwszy. — Mam na myśli to, że cały czas gdzieś na siebie wpadamy, rozmawiamy jakieś piętnaście minut i to wszystko.
— Czyżby pan Cedrik Diggory się za mną stęsknił? — zapytałam, po czym razem głośno się zaśmialiśmy. — Przecież rozmawialiśmy w bibliotece.
— Rozmawialiśmy. — Przytaknął. — Ale przez ostatni czas widywałem cię tylko z Potterem i generalnie wychodziło na to, że albo ty nie miałaś czasu, albo ja.
— To fakt — odpowiedziałam, cicho wzdychając. Miał rację, od Nocy Duchów widywałam się z nim sporadycznie. Ostatnio gadaliśmy we wtorek przed turniejem, chociaż nie byłam pewna, czy taką krótką wymianę zdań mogłam nazwać rozmową. — Najwyraźniej tak to musiało wyglądać przed pierwszym zadaniem.
— Może, ale kolejne odbędzie się dopiero za trzy miesiące, więc mam nadzieję, że nadrobimy te zaległości — powiedział, po czym szeroko się uśmiechnął.
— Ja też — odrzekłam mu zgodnie z prawdą. — Swoją drogą co tu robisz?
— To raczej ja się powinienem ciebie o to spytać — oznajmił i spojrzał na mnie podejrzliwie. — To ty jesteś przeciw „wykorzystywaniu” skrzatów domowych.
— A ty nie? — zapytałam zdziwiona.
— Nigdy nie powiedziałem, że tak — odparł.
— Może i nie, ale za każdym razem, kiedy opowiadałam ci o WESZ, przytakiwałeś i nigdy nie próbowałeś mi wmówić, że to bez sensu — powiedziałam oburzona. — Myślałam, że chociaż ty mnie w tym wspierasz!
— Nie mówiłem, że to bez sensu, bo wiedziałem, że i tak z tego nie zrezygnujesz — rzekł zmęczonym głosem.
— Masz rację, nie zrezygnowałabym! — odparłam, po czym założyłam swoje ręce na klatkę piersiową.
— Właśnie — powiedział, a jego usta ponownie wykrzywiły się w uśmiechu, ale tym razem był on ledwo widoczny. Podejrzewałam, iż myślał, że już skończyłam.
— Czyli przyszedłeś tu dokładnie po to, o czym teraz myślę. — Chciałam powiedzieć, ale zamiast tego z moich ust wydobyło się ciche warknięcie.
— Tak, przyszedłem tu po jedzenie — przyznał się, wywracając oczami. — Byłem głodny, a przegapiłem kolację.
W tamtym momencie czułam się… Czułam się po prostu zawiedziona. Tyle razy mówiłam mu o moich poglądach, pomysłach, a on potrafił to w tak łatwy sposób zignorować.
— Merlinie, kiedy ty zrozumiesz, że nie można ich tak traktować?! — zapytałam z wyrzutem. — To są żywe stworzenia, a wszyscy czarodzieje traktują je jak maszyny do prania, sprzątania, gotowania…
— Maszyny? 
— Rzecz, która może robić coś nieustannie, nigdy się nie męczy i nie potrzebuje odpoczynku, jedzenia, picia i tak dalej — wytłumaczyłam.
— Aha — odpowiedział, po czym po dłuższym zastanowieniu znowu zaczął mówić: — Słuchaj, Hermiono. Czy słyszałaś kiedyś o jakichkolwiek buntach skrzatów domowych?
— Nie.
— Właśnie. — Znowu się uśmiechnął. — Bo takowych nigdy nie było. Czemu? Bo skrzaty domowe nigdy nie chciały ani nie czuły potrzeby, żeby się buntować, rozumiesz?
— To, że nigdy nie było takich sytuacji, nie oznacza, że nigdy tego nie chciały — powiedziałam, nie rozumiejąc, jak może być tak ślepy na to, co się działo. — Jestem w stu procentach pewna, że one tego chcą, tylko boją się postawić swoim panom.
— Jedyne, czego się boją to to, że zostaną zwolnione — oznajmił spokojnie Cedrik.
— Nieprawda! — zawołałam. — Nieraz było tak, że właściciel źle traktował swojego skrzata, a co by było, gdyby ten skrzat mu się postawił? Byłoby tylko gorzej.
— Tu masz rację — powiedział. — Mnie też nie podoba się to, że niektórzy źle je traktują, ale są to naprawdę sporadyczne przypadki. Najczęściej występuje to w arystokratycznych rodzinach, których jest na szczęście coraz mniej, ale i tak tego nie zmienisz. Tak jest i zawsze tak było, a skrzaty domowe lubią swoją pracę.
— Ja nie twierdzę, że nagle mają przestać pracować! — Oburzyłam się. — Chcę, aby żądały za to zapłaty, mają takie prawo!
— Ech, Hermiono — Westchnął. — Jak myślisz, do czego byłoby im potrzebne te parę galeonów? Myślisz, że dzięki temu poszłyby do Trzech Mioteł na kremowe piwo lub do Madame Malkin sprawić sobie nową szatę?
— Nie… Ale wiesz, że nie o to mi chodzi — powiedziałam, patrząc na niego wściekłym wzrokiem.
— To o co? — zapytał zaciekawiony.
— O to, że dają się zaharowywać! — odrzekłam. — Nie dość, że pracują za darmo, to nie mają ani jednego dnia urlopu. To jest przecież chore, żeby pracować bez żadnej przerwy.
— Miałyby go, gdyby go naprawdę potrzebowały! — zawołał. — Skrzaty służą czarodziejom od wieków, żyją parędziesiąt lat, co wcale nie jest takim złym wynikiem. Myślisz, że jakby były zaharowane, to żyłyby aż tak długo?
— No nie… — odpowiedziałam, nie potrafiąc już wymyślić żadnych argumentów. — Ja jednak wiem swoje i nie przestanę walczyć o emancypację skrzatów zniewolonych! — zawołałam, po czym odwróciłam się na pięcie, mając zamiar odejść stamtąd i jak najszybciej wrócić do pokoju wspólnego. On mi jednak w tym przeszkodził, łapiąc mnie za łokieć i odwracając w swoją stronę.
— Nie musisz się obrażać — rzekł.
— Wcale się nie obrażam — powiedziałam naburmuszona i znowu założyłam ręce na piersi.
— To w takim razie co robisz? — zapytał, patrząc na mnie z góry.
— Po prostu jestem wściekła — odpowiedziałam, zamykając oczy. — Na ciebie.
— Tylko przez to, że wyraziłem swoje zdanie, czy może o to, że zdajesz sobie sprawę, że przynajmniej w małym stopniu mam rację? — zadał pytanie, a ja, słysząc to, głośno westchnęłam. — Tak myślałem.
—  Dobra — przyznałam. — Masz rację, ale minimalnie, a ja nie mam zamiaru przestawać. I swoją drogą nie musiałeś mnie tak atakować.
— Atakować? — zapytał zdziwiony. — Ja się tylko broniłem.
— Tak, tak — powiedziałam, przytakując. Chciałam powiedzieć coś jeszcze, ale zamiast tego głęboko ziewnęłam. — Ja chyba będę się już zbierać.
— Widzisz, znowu nie rozmawialiśmy dłużej niż piętnaście minut.
— Wiem, ale jestem naprawdę bardzo zmęczona i nie jestem w stanie stać tu ani minuty dłużej — rzekłam zgodnie z prawdą. — Oczy same mi się zamykają.
— Właśnie widzę — powiedział, ciągle mi się przyglądając. — Odprowadzę cię na siódme piętro.
— Jeśli to dla ciebie nie problem — mruknęłam i wzruszyłam ramionami.
— To może zobaczymy się jutro? — zapytał. — Pokażę ci Pana Kota.
— Pana Kota? — Zdziwiłam się. — Tak go nazwałeś?
— No nie do końca — odpowiedział. — Na razie tylko tak się do niego zwracam, a liczyłem na to, że z imieniem to ty mi pomożesz.
— Chętnie, ale jutro planowałam znowu pójść do kuchni… — Westchnęłam.
Chciałam spędzić z nim trochę czasu, ale jednocześnie nie chciałam rezygnować z WESZ.
— Skrzaty domowe przeżyją jedno popołudnie bez twojego towarzystwa — odparł, śmiejąc się.
Posłałam mu piorunujące spojrzenie, lecz po chwili dołączyłam do niego i oboje głośno się śmialiśmy. Nawet nie zauważyłam, kiedy znaleźliśmy się przy obrazie Grubej Damy.
— Będę czekał po obiedzie — powiedział, a ja przytaknęłam, po czym pożegnałam się z nim i weszłam do pokoju wspólnego.
Nie zastanawiając się, od razu skierowałam się w stronę dormitorium. Lavender i Parvati ciągle rozmawiały, a ja tylko przebrałam się w piżamę i opadłam na moje łóżko, myśląc, że to był naprawdę męczący dzień. 
_____________
Rozdział znowu nie jest zbetowany. 
+mam nadzieję, że teraz rozdziały będę pisać częściej, w końcu są wakacje. Chciałabym napisać około pięciu, ale zobaczymy, jak mi to wyjdzie. [Czytam to w kwietniu 2016 i śmieję się sama z siebie, bo napisałam tylko dwa :/]
Przypominam jeszcze o komentowaniu. Wiecie, że to jest bardzo ważne i motywuje do dalszego pisania.
EDIT: Dopisuję jeszcze, że chciałam, aby Cedrik był kimś, kto potrafi przemówić Hermionie do rozumu, jeśli wiecie o co mi chodzi, ofc. :D

9 komentarzy:

  1. ak jej przyjaciołom się nie udało to może Ced da radę ;)) Rozdział świetny, następny pisz szybko :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pisz szybko najlepiej na jutro mam urodzinki i dedykacja byłaby najlepszym prezentem. Co do rozdziału świetny. Tylko niech pomiędzy Moniką ni Cedusiem już coś się dzieje.. Mam nadzieje, że on mnie zginie :) do nexta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, ale nie dam rady napisać tak szybko nowego rozdziału :) swoją drogą, mnóstwo osób ma urodziny 4 lipca... +wszystkiego najlepszego :D

      Usuń
  3. Piszesz bloga którego tematyką jest Harry Potter ? Zapraszam do nowego powstałego spisu który gromadzi takie blogi jak twój ! Nic nie płacisz tylko korzystasz.
    http://spis-opowiadan-hp.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialny rozdział! :* To znaczy rozdziały. Przepraszam, że ostatniego rozdziału nie skomentowałam, ale miałam bardzo dużo innych rzeczy na głowie, takich jak walka o oceny, problemy przyjaciół itp. itd. Ale już jestem i postaram się już komentować przyszłe rozdziały na bieżąco :) Cedmione <3 Jeju, jak mi się ta para podoba <3 Świetny pomysł, świetnie się w sobie zakochują, świetnie wykreowane charaktery postaci <3 Cud, miód i malina :* Pan Kot genialny :D Może wywinąłby się jakiś romans z Krzywołapem? ;D Nie wiem czy Ci to kiedyś pisałam, ale cudowny szablon :) Boże, znowu za dużo cukru :D Tak to już jest, jak wchodzę na cudownego bloga ;) Dobra nie słodzę więcej :p No cóż. Czekam na następny rozdział, życzę weny, pozdrawiam i całuję :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Wszystko pięknie. Ale jak sobie pomyślę o przewidywanym zakończeniu, to już mi się wnętrzności z rozpaczy przywracają.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Hermiona wychodzi Ci tak kanoniczna, że ach! tylko przyklasnąć. :) Już prawie zapomniałam o jej walkach o skrzaty. I fajnie, że ciągle pamiętasz o innych w Hogwarcie. Np. to że to Fred i George powiedzieli jej, jak dostać się do kuchni. Sprytne! :) I o jeszcze jednym muszę wspomnieć. Że Hermiona nadal spędza swój wolny czas z nosem w książkach. Nie szuka na siłę Harry’ego i Rona. No po prostu cudowne odwzorowanie jej charakteru. *-*
    A teraz jeśli chodzi o Cedrika… Dostrzegam w nim to, czym w Dramione dla Hermiony jest Draco. Bo Cedrik też pokazuje jej, że ktoś może uważać coś innego i to wcale nie znaczy, że się myli. Robi to tylko w bardziej przystępny i przyjazny sposób niż Malfoy. :D Super poradziłaś sobie z wymianą argumentów pomiędzy nimi. Zachowanie Hermiony, ten foch, a potem jednak zrozumienie – tak właśnie wyobrażam sobie Granger. :)
    Aaa, i zapomniałam ostatnio wspomnieć o kocie! Haha, czyli jednak Cedrik go podkarmia. :D
    Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej, zwrócenie uwagi na kanoniczność Hermiony jest chyba dla mnie największym komplementem i zawsze sprawia mi największą radość. <3
      Hm, nie myślałam tak o tym, jeśli chodzi o porównanie z Draco, ale masz rację. I wydaje mi się, że Cedrik jeszcze nie raz pokaże się z tej strony, szczególnie że jest starszy od Hermiony o te dwa lata i lubi to podkreślać. :)
      A co do Krzywołapa, ja z moją obsesją na punkcie kotów musiałam wprowadzić jakiś wątek, mały ale zawsze. :D

      Usuń