14 maja 2015

Rozdział IX

Następnego dnia obudziło mnie wpadające do dormitorium słońce. Mimo że była jesień, świeciło ono naprawdę mocno. Po chwili odwróciłam twarz w kierunku poduszki, bo jego promienie zaczęły mnie lekko razić.
Nagle szeroko otworzyłam oczy i wyskoczyłam w stronę okna jak poparzona. Nie mogłam uwierzyć w to, co zobaczyłam. Po raz pierwszy od paru tygodni na dworze było jasno i pogodnie. Takie warunki jak najbardziej sprzyjały wyjściu do Hogsmeade, które miało odbyć się w tamtą sobotę.
Bardzo cieszyłam się z tego powodu. Miałam nadzieję, że Harry chociaż trochę odpocznie przed pierwszym zadaniem.
Dni mijały niemiłosiernie szybko. Zdecydowanie za szybko, jak pewnego razu stwierdził. Miał rację. Tylko parę dni dzieliło go od starcia z resztą uczestników Turnieju Trójmagicznego, w tym z Cedrikiem.
O Diggory’ego również się martwiłam. Jednak nie aż tak jak o mojego przyjaciela, który wyglądał, jakby spędził swoje ostatnie wakacje ze Snape’em. W przeciwieństwie do Cedrika widać było, że cały czas o tym myślał, że się przejmował i nie spał po nocach. Im bliżej wtorku, tym bardziej zdenerwowanego go widziałam. Bał się, a ja ani trochę mu się nie dziwiłam.
Dodatkowo dochodziła sprawa z Ronem, której wciąż nie udało mi się rozwiązać. Po wielu nieudanych próbach doszłam do wniosku, że najlepiej będzie, jeśli sami się pogodzą. Ja nie miałam siły na ciągłe latanie między jednym a drugim. Czułam się po prostu zmęczona.
Kłótnia moich przyjaciół nie była jedyną rzeczą, której miałam dość. Denerwowały mnie obelgi rzucane w stronę Harry’ego, jak i moją. Na początku obydwoje to ignorowaliśmy, ale ja nie mogłam więcej tego słuchać, dlatego jedynymi pomieszczeniami, pomijając klasy i Wielką Salę, w których przebywałam, była biblioteka i dormitorium. Nie pamiętałam, kiedy ostatnio spędzałam czas na korytarzu lub w pokoju wspólnym. Bardzo ubolewałam z tego powodu, ponieważ zawsze lubiłam odrabiać zadane prace, siedząc na fotelu przy ciepłym kominku.
Nagle się ocknęłam i zauważyłam, że strasznie się zamyśliłam. Poczułam nieprzyjemny skurcz w udzie spowodowany długim staniem w miejscu, więc odeszłam od okna i ruszyłam do łazienki, żeby przygotować się do wyjścia.
Po kilkunastu minutach stałam przed obrazem Grubej Damy z płaszczem i torbą w ręku, czekając na Harry’ego. Mieliśmy razem udać się na śniadanie, a potem od razu do Hogsmeade. Kiedy przyszedł, zauważyłam wielkie wory pod jego oczami i inne oznaki nieprzespanej nocy. Zmarszczyłam lekko czoło i wpatrzyłam się w niego; wyglądał fatalnie.
— Ziemia do Hermiony — zawołał, machając dłonią przed moją twarzą.
Popatrzyłam na niego zdezorientowana, nie wiedząc, o co dokładnie chodziło.
— Chyba się zamyśliłam — odpowiedziałam mu z lekkim westchnieniem.
Już chciałam powiedzieć, że nie wyglądał za dobrze, ale w miarę szybko ugryzłam się w język. Postanowiłam, że nie będę go jeszcze bardziej martwić.
— Zauważyłem — rzekł weselszym tonem, a na jego ustach pojawił się zarys uśmiechu.
Zażenowana spuściłam wzrok i wtedy zobaczyłam srebrzysty materiał wystający spod jego kurtki.
— Mógłbyś mi powiedzieć, po co jest ci potrzebna peleryna niewidka w Hogsmeade? — zapytałam zdziwiona.
Nie miałam zielonego pojęcia, w jakim celu chciał z niej skorzystać.
— Ehm — zaczął zakłopotany. — Ja po prostu nie mam ochoty znosić tych wszystkich komentarzy, a w taki sposób zaoszczędzę ich nam obojgu.
— Ugh. — Wiedział przecież, że nienawidziłam tych wszystkich dziwnych spojrzeń, gdy miał ją na sobie, a ja wyglądałam, jakbym rozmawiała do siebie. Szybko przemyślałam całą sprawę jeszcze raz i zgodziłam się na jego pomysł: — Dobrze.
— Dziękuję! — Rozpromienił się i mocno mnie do siebie przytulił. — Jesteś najprawdziwszą przyjaciółką.
— Wiem to doskonale — powiedziałam, a kąciki moich ust prawie od razu powędrowały w górę.
— Zawsze myślałem, że cechuje cię skromność — przyznał, uśmiechając się ironicznie, i razem ruszyliśmy w stronę Wielkiej Sali.


Na śniadaniu znajdowało się bardzo mało osób, gdyż większość, chcąc skorzystać ze wspaniałej pogody, poszła już do Hogsmeade. Nikt nie był pewny, czy taka okazja powtórzy się jeszcze tamtej jesieni.
Przed wyjściem założyłam swój płaszcz i szalik, a Harry, korzystając z tego, że korytarz świecił pustkami, narzucił na siebie swoją pelerynę niewidkę. Popatrzyłam na niego krzywo i po raz kolejny pomyślałam, że cały ten cyrk mógłby się wreszcie skończyć.
— Dasz radę, Hermiono — powiedział, uśmiechając się do mnie, po czym zakrył się do końca srebrzystym materiałem.
— Z pewnością — mruknęłam i ruszyliśmy razem w stronę wioski.
Będąc na moście, zauważyłam mnóstwo uczniów siedzących na ławkach lub chodzących po całym Hogsmeade.
— Idziemy do Miodowego Królestwa? — Nagle usłyszałam głos Harry’ego z prawej strony.
Kiwnęłam tylko głową, nie chcąc zwracać zbyt dużej uwagi.
Gdy weszliśmy do sklepu, zobaczyliśmy pełno wielkich półek z mnóstwem kolorowych słodyczy. Każdy próbował wszystkiego, czego mógł, po czym stawał w ogromnej kolejce, żeby kupić ulubione łakocie. To zdecydowanie był jeden z najczęściej odwiedzanych sklepów Hogsmeade. 
— Chcesz coś? — zapytałam Harry’ego, starając się jak najmniej poruszać ustami.
— Musy-Świstusy, jakbyś mogła — powiedział wdzięcznym tonem. — Masz zamiar stać w tej kolejce?
— Ktoś musi — odpowiedziałam i skrzywiłam się na widok wszystkich tych ludzi. — Poczekaj chwilę, bo nigdzie nie umiem zlokalizować Lukrecjowych Różdżek.
— Od kiedy ty lubisz lukrecję? — zapytał zdziwiony. — Przecież to nawet nie jest słodkie.
— Ale jest dobre. — Rozejrzałam się po całym sklepie, co było trudne przez wszystkich zgromadzonych tam czarodziejów. Ruszyłam w stronę lady ze wszystkimi żelkami, ale nigdzie nie potrafiłam znaleźć swoich ulubionych słodyczy. W końcu zrezygnowałam z dalszych poszukiwań i postanowiłam, że zapytam o nie właściciela. Wróciłam do Harry’ego i stanęłam w kolejce.
Po piętnastu minutach nareszcie dotarliśmy do lady. Podałam właścicielowi cukierni słodycze, które były dla Pottera.
— Przepraszam, czy mogłabym jeszcze prosić o parę Lukrecjowych Różdżek? Nigdzie nie mogłam ich znaleźć — zaczęłam lekko zakłopotana.
— Perełko — zawołał do swojej żony pan Ambrozjusz. — Gdzie znajdę Lukrecjowe Różdżki?
Nagle za ladą pojawiła się starsza kobieta z wieloma zmarszczkami. Miała jasne, brązowe włosy spięte w ciasny kok, a w jej uszach umieszczone zostały żółte kolczyki. Wyglądała na bardzo sympatyczną osobę.
— Pół godziny temu sprzedałam ostatnie dwadzieścia sztuk pewnemu miłemu młodzieńcowi — powiedziała pani Flume, po czym od razu delikatnie się zarumieniła.
— Będzie coś jeszcze? — zapytał po chwili właściciel.
— Em… — Musiałam się zastanowić. — Poproszę o trzy Miętowe Ropuchy.
— Razem półtora galeona — rzekł i podał mi zapakowane słodycze.
Wyciągnęłam odpowiednią kwotę, a on w odpowiedzi serdecznie się uśmiechnął i zaprosił do ponownego przyjścia. Kiedy wyszliśmy ze sklepu, podałam paczkę z cukierkami Harry’emu.
— Dzięki — odpowiedział.
Długo się nie odzywał, więc stwierdziłam, że musiał konsumować słodycze.
— Gdzie teraz? — zapytałam po paru minutach siedzenia na ławce.
— Sklep Zonka? — zaproponował od razu.
— O nie! — zaprotestowałam. — Tam możesz sobie iść z Ronem, Fredem, George’em, kimkolwiek, ale nie ze mną.
— Zero z tobą zabawy — skwitował.
— Bywa — odpowiedziałam lekko zdenerwowana. — Trzeba było tu przyjść z Ronem.
— Nie zaczynaj — ostrzegł mnie Harry.
— Dobrze. — Poddałam się. — To gdzie idziemy?
Przez parę kolejnych godzin obeszliśmy prawie całe Hogsmeade. Byliśmy wszędzie, pomijając oczywiście sklep z magicznymi psikusami. Gdy wyszliśmy już ze Sklepu u Derwisza i Bangesa, zmęczona opadłam na ławkę. Oprócz słodyczy, kupiłam sobie nowe pióro u Scrivenshafta i kilka rolek pergaminu, który powoli mi się kończył.
— Może pójdziemy na kremowe piwo? — zapytałam. — Zrobiło się trochę zimno…
— Jestem za — powiedział Harry tuż przy moim lewym uchu.
Ruszyliśmy w stronę Pubu pod Trzema Miotłami znajdującego się kilka minut od miejsca, w którym wtedy byliśmy.
— Hermiona! — Nagle usłyszałam wołanie.
Odwróciłam się i zobaczyłam Cedrika z całą swoją paczką.
— To ja wracam do zamku. — Doszedł do mnie szept mojego przyjaciela. — Nie chcę wam przeszkadzać.
— Harry, nie, czekaj! — odpowiedziałam spanikowana, ale jego już najwyraźniej nie było.
Westchnęłam i ponownie odwróciłam się w stronę grupki Puchonów, którzy teraz znajdowali się tylko parę stóp ode mnie. Westchnęłam i postanowiłam, że szybko się przywitam i wrócę jak najszybciej do Hogwartu.
— Cześć — powiedziałam do Cedrika i paru jego kolegów.
— Jesteś sama? 
Wyglądał na całkiem zrelaksowanego. Zdziwiłam się, biorąc pod uwagę ilość dni, która została do pierwszego zadania. Podejrzewałam jednak, że to czas z przyjaciółmi tak na niego działał.
— Tak wyszło — rzekłam i wzruszyłam ramionami.
— Masz jakieś plany? — zapytał zaciekawiony.
Dopiero wtedy zauważyłam resztę, która patrzyła na naszą dwójkę i cicho rozmawiała.
— Właśnie miałam wracać do zamku — odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
— Już? — odezwał się jeden z przyjaciół Cedrika, wysoki brunet. — Może pójdziesz z nami na piwo kremowe?
— Chet, czy mógłbyś się nie wcinać w naszą rozmowę? — zapytał zirytowany Cedrik. — Chciałem właśnie spytać o…
— Właśnie, Bennett! — Tym razem odezwał się blondyn, próbując naśladować ruchy szukającego Hufflepuffu.
Cicho się zaśmiałam.
— Tak to wygląda — powiedział, wywracając oczami. — Trzymanie się z tymi pajacami.
— Ej, ej, ej — zaoponował chłopak z, tak mi się wydawało, amerykańskim akcentem. — A może byś nas przedstawił swojej gryfońskiej przyjaciółce?
— Wiesz, Floyd — zaczął. — Nie jestem pewien, czy Hermiona by chciała.
— Oczywiście, że tak — rzekł, jak podejrzewałam, Amerykanin. — Prawda?
— Czemu nie — odpowiedziałam, nie przestając się uśmiechać.
Cały czas czułam się jednak trochę zmieszana faktem, że oni wszyscy znali moje imię i nazwisko, a ja wiedziałam o nich tylko to, że przyjaźnili się z Diggorym.
— To jest Oliver Khan — zaczął Cedrik, wskazując jednocześnie ręką na blondyna stojącego najdalej niego. Powiedział „cześć” i radośnie mi pomachał. — Chet Bennett, Derek Wood i Floyd Carter, który, jak zapewne zdążyłaś już usłyszeć, jest ze Stanów.
—  Oj, Ced — zaczął Floyd, po czym podszedł do niego i pogłaskał po głowie. — Nie musisz za każdym razem chwalić się, że przyjaźnisz się z Amerykaninem.
Na te słowa roześmiali się wszyscy razem z Cedrikiem, który przy okazji strzepnął rękę Cartera ze swojej głowy.
— Dobra, chodźcie już — rzekł Chet. — Przypominam, że czekają na nas Albert i Delmer.
Razem z nimi skierowałam się w stronę pubu. Cała czwórka szła z przodu, a ja z Cedrikiem na końcu. Kiedy dotarliśmy do stolika, przy którym siedział znany mi z widzenia Albert Bennett i, jak podejrzewałam, Delmer będący Ślizgonem, wszyscy Puchoni oprócz Cedrika dosiedli się do pozostałych. Tylko ja, czując się trochę zakłopotana, stałam obok.
— Chodź — odezwał się nagle, ciągnąc mnie lekko za rękaw. — Pójdziemy po piwo kremowe.
Kiwnęłam głową i ruszyłam za nim w stronę Madame Rosmerty.
— Albert i Chett to bracia? — zapytałam po chwili.
— Dokładnie — rzekł, uśmiechając się do mnie. Poczułam, jak moją twarz oblewają rumieńce. Dalej nie wiedziałam, z jakiego powodu tak na niego reagowałam, skoro już dawno stwierdziłam, że przestał mi się podobać. Traktowałam go w końcu jak dobrego kolegę. — Ale raczej za sobą nie przepadają.
— Wiesz dlaczego? — Zaciekawiłam się.
— Oczywiście, w końcu to mój najlepszy przyjaciel — odpowiedział. — Chet jest zazdrosny, bo Albert mógł poznać swojego tatę, właściwie utrzymuje z nim kontakt. Mają innych ojców, ale oboje mają nazwisko po matce.
— Nieciekawie — stwierdziłam, kiedy Puchon skończył opowiadać. — To czemu Albert tu jest? Mam na myśli to, że spędza z wami czas.
— Polubił się z Delmerem, obaj interesują się eliksirami — rzekł na moje pytanie. — Ale tak naprawdę bardzo rzadko zdarza się, żeby robił coś razem z nami. Dzisiaj akurat tak wyszło.
— Tak? — Z zamyślenia wyrwał mnie głos Madame Rosmerty.
— Osiem kremowych piw, proszę — powiedział i, jak to Cedrik, posłał jeden ze swoich uśmiechów w kierunku barmanki.
Gdy właścicielka pubu przyniosła kufle z trunkiem, zapłacił i wziął do rąk sześć z nich, próbując jeszcze zabrać kolejne. Widząc to, wzięłam pozostałe i popatrzyłam na niego z pobłażaniem.
— Rozumiem, że w tej chwili ci się narażam? — zapytałam rozbawiona.
— Nie wiesz jak bardzo — mruknął, spoglądając na mnie z góry.
Zachichotałam na ten widok, po czym zaczęłam się przeciskać między zgromadzonymi tam uczniami.
Kiedy wróciliśmy już do stolika, postawiliśmy wszystkie kufle i zajęliśmy miejsca. Obok mnie siedział Floyd, który wydawał się bardzo interesującą osobą. Byłam ciekawa, jak to się stało, że chodził do Hogwartu. Upiłam łyk napoju i nagle przypomniała mi się jedna ważna sprawa.
— Zapomniałam, że za mnie zapłaciłeś — zwróciłam się do Cedrika, sięgając po swoją torbę, aby wyjąć portmonetkę pełną złotych, srebrnych i miedzianych monet.
— Przestań.
— Właśnie! — zawołał Oliver. — Nie wiem, czy wiesz, ale takim sposobem razisz jego męską dumę.
— Dzisiaj chyba nie pierwszy raz — powiedziałam, śmiejąc się, po czym spojrzałam na Cedrika, który chwilę potem dał mi lekkiego kuksańca w żebra.
Minęło parę minut, a cała reszta rozmawiała ze sobą i głośno się śmiała, a ja dalej powoli popijałam swoje kremowe piwo, przysłuchując się wszystkim rozmowom. Nagle w moją stronę odwrócił się Floyd.
— Jakieś pytania odnośnie do Diggory’ego? — spytał szeptem, aby siedzący obok mnie Cedrik go nie usłyszał. — Mogę zdradzić ci parę ciekawych rzeczy.
— Więc? — zapytałam.
— Myje zęby po każdym, ale to każdym posiłku — zaznaczył. — Pewnie zwróciłaś uwagę na jego uśmiech, zresztą, każda dziewczyna zwraca.
— To dlatego tak często go pokazuje — powiedziałam i lekko się zarumieniłam.
— A tak swoją drogą jak znalazłeś się w Hogwarcie? — zadałam pytanie po jakimś czasie.
— Rodzice są Anglikami, ale parę lat przed moimi narodzinami przeprowadzili się do Stanów — zaczął wyjaśniać. — Kiedy okazało się, że odziedziczyłem po nich magiczne zdolności, postanowili, że w moje jedenaste urodziny wrócą do Wielkiej Brytanii. Dumbledore się zgodził, żebym uczęszczał do Hogwartu, więc oto jestem!
— W Stanach nie ma żadnej takiej szkoły? 
— Jest tylko Instytut Czarownic z Salem znajdujący się w Massachusetts.
— Do którego idealnie się nadajesz! — zawołał Cedrik, kiedy najwyraźniej skończył rozmawiać z Chetem.
Słysząc jego słowa, wszyscy się zaśmiali, a Floyd rzucił w niego chusteczkami, które trzymał w ręce. Po tym wszyscy ponownie zajęli się rozmową, a ja w spokoju dopijałam swoje kremowe piwo. Upiłam ostatniego łyka i odstawiłam swój kufel, gdy zobaczyłam śmiejącego się ze mnie Cedrika.
— Hm? — Popatrzyłam na niego zdziwiona.
— Masz wąsa.
— Słucham? — zapytałam, nic nie rozumiejąc.
On zamiast odpowiedzieć wziął jedną z serwetek leżących na stole i złapał moją brodę, po czym przejechał miękkim materiałem lekko nad moimi ustami. Kiedy wziął ręce, zarumieniłam się i odwróciłam głowę w stronę reszty, która przestała rozmawiać i zaczęła nas obserwować. Gdy zauważyli, że na nich patrzyliśmy, szybko powrócili do przerwanych wcześniej czynności. W tamtej chwili poczułam, jak moje policzki oblał jeszcze większy rumieniec.
— Dzięki — powiedziałam szybko do Cedrika.
Zobaczyłam, jak Chet rzucił pytające spojrzenie w jego stronę.
— Hermiono, mamy do ciebie prośbę — odezwał się Derek, jednocześnie przerywając trwającą od paru minut ciszę. — Zagadaj jakoś Olivera.
— W jakim celu?
— Wiesz, byliśmy u Zonka… — zaczął, a ja wszystko zrozumiałam.
Kiwnęłam potakująco głową na znak, że się zgodziłam.
— Oliver — zaczęłam trochę nieśmiało — mógłbyś podać mi Proroka Codziennego? Leży tuż za tobą.
— Jasne — odpowiedział, uśmiechając się delikatnie.
Odwrócił się, żeby sięgnąć po gazetę, a w tym samym momencie Carter wrzucił mu do kufla Charczące Glizdy. Kiedy się odwrócił, z jego napoju wykipiało pełno robaków, a ja zaczęłam mieć lekkie wyrzuty sumienia, że dałam się w to wkręcić. Popatrzył na mnie zdumiony, a ja rzuciłam mu przepraszające spojrzenie. Widząc całą sytuację i minę Olivera, reszta głośno zarechotała, a Floyd i Derek przybili sobie piątki.
— Miałem zamiar to wypić — mruknął Khan.
W odpowiedzi para, która zorganizowała cały ten psikus, jeszcze bardziej się roześmiała.
— Dwa jeden — odezwał się Wood.
— I tak dostaniecie za swoje — powiedział Oliver, po czym pokazał im język i odwrócił się do Alberta i Delmera, z którymi wcześniej rozmawiał.
— Normalnie też się tak zachowują? — zapytałam, pochylając się w stronę Cedrika.
— O wiele gorzej. — Zaśmiał się. — To twoje towarzystwo tak na nich działa.
— Przestań — rzekłam zmieszana i lekko szturchnęłam go w ramię.
— No co? — spytał. — Powinienem zabierać cię ze sobą częściej.
— Ha ha ha — sarknęłam.
Nagle w oczy rzuciła mi się wielka szopa gajowego Hogwartu, który w tamtej chwili również mnie zauważył. Siedział razem z profesorem Moodym, zażarcie o czymś dyskutując. Hagrid wstał ze swojego miejsca i podszedł do naszego stolika.
— Witaj, Hermiono. Ni ma Harry’ego? — Wydawał się trochę zawiedziony.
— Em… Musiał dokończyć esej na eliksiry. — Szybko wymyśliłam odpowiedź na zadane pytanie.
— Ano, ano — odpowiedział zamyślony. — Wim, jaki profesor Snape potrafi być czasami męczący. Mogłabyś mu coś przekazać?
— Jasne, poczekaj chwilę — powiedziałam i jednocześnie wstałam ze swojego miejsca. — I tak już się miałam  zbierać.
Wzięłam płaszcz i szybko go założyłam, a torbę zarzuciłam na ramię.
— Tak szybko? — zdziwił się Cedrik, który również w tym czasie wstał. — Pójdę z tobą w takim razie.
— Nie, spokojnie — zaczęłam, nie chcąc, żeby specjalnie się fatygował. Nie chciałam również, aby jego przyjaciele coś sobie dopowiedzieli. — Jest jasno, dam radę.
— Jasno? — zapytał. — Jest po dwudziestej.
— Już? — Wyjrzałam zdziwiona przez okno.
Faktycznie, pomyślałam. Słońce już dawno zaszło, a ulice Hogsmeade oświetlone były tylko przez wysokie latarnie.
— Lepij ni idź sama — potwierdził Hagrid, a ja odwróciłam się do Cedrika i kiwnęłam potwierdzająco głową.
Szybko się ubrał, pożegnał z przyjaciółmi i w trójkę wyszliśmy z pubu.
— Hermiono, przekaż Harry’emu, żeby przyszedł do mni do chałupki o północy. Bardzo chciałbym mu coś pokazać — powiedział gajowy, po czym pożegnał się i wrócił do ciepłego baru Madame Rosmerty.
W dwójkę skierowaliśmy się w stronę Hogwartu. Było o wiele zimniej niż popołudniu. Lekko się zatrzęsłam, co zobaczył Cedrik.
— Nie masz szalika? — zadał pytanie zdziwiony, ciągle na mnie patrząc.
— Oczywiście, że mam — odparłam i zaczęłam szukać go w mojej torebce, w kieszeniach, ale nigdzie go nie było. — Musiałam go gdzieś zostawić…
— Jeśli został w pubie, ktoś na pewno go ze sobą weźmie — powiedział, zdejmując swój puchoński szalik, po czym na chwilę przystanął i owinął nim moją szyję.
Wtedy po raz pierwszy od jakiegoś czasu dokładnie mu się przyjrzałam. Większą uwagę zwróciłam na mierzwione przez wiatr włosy i szare oczy, które pilnowały, aby dłonie ich właściciela szczelnie owinęły mnie żółto-czarnym materiałem. Gdy skończył, z powrotem włożył ręce do kieszeni, a jego twarz ozdobił krzywy uśmiech.
— Dziękuję — odpowiedziałam i uśmiechnęłam się od ucha do ucha, tym samym pokazując zęby. — Tobie nie będzie zimno?
— Dam radę, spokojnie — oznajmił, posyłając mi uśmiech.
— Tylko żebyś mi nie zachorował przed wtorkiem — ostrzegłam go, a on popatrzył na mnie jak na ducha.
Prawie od razu zreflektował się i przewrócił oczami z wesołym wyrazem twarzy.
Dalej szliśmy, cicho rozmawiając o różnych rzeczach. Chciałam ponownie zacząć temat turnieju, ale nie miałam wystarczająco odwagi. Bałam się, że zniechęcę go tym do siebie. Pragnęłam jednak powiedzieć mu, że na pewno da radę i nie musiał się przejmować.
Nawet nie zauważyłam, kiedy znaleźliśmy się w zamku. Szybko weszliśmy schodami na siódme piętro. Po drodze parę dziewczyn, które najwyraźniej zauważyły nas razem, posłały mi złowrogie spojrzenia. Podejrzewałam, że były to jedne z jego fanek.
Byliśmy przy wejściu na wieżę astronomiczną, gdy Cedrikowi o czymś się przypomniało i wyciągnął papierową torbę ze swojej kurtki.
— Przez to wszystko zapomniałem o słodyczach, które kupiłem w Miodowym Królestwie — powiedział i otworzył trzymaną w ręce torbę. Zauważyłam podniecenie w jego oczach na widok smakołyków. — Nie wszyscy je lubią, ale dla mnie są najlepsze.
— Co to? — zapytałam i popatrzyłam w głąb przysuniętej do mnie torebki.
Wtedy ujrzałam Lukrecjowe Różdżki, których tak długo szukałam w cukierni państwa Flume. Popatrzyłam na niego zdziwiona i poczęstowałam się jedną z nich.
— Mogłam się domyślić, że to ty byłeś tym przemiłym młodzieńcem, który wykupił ostatnie sztuki — rzekłam, zakładając ręce na klatkę piersiową. — Młodzieńcem, którego wspomnienie wywołało wielki rumieniec na twarzy pani Flume.
— To nie moja wina, że starsze panie mnie uwielbiają — oznajmił pogodnie.
— Tak, to pewnie przez twój uśmiech, o który tak dbasz. — Zaśmiałam się, na co on tylko zrobił zdziwioną minę. — Nie zapomnij umyć zębów po tej lukrecji!
— Ej! — żachnął się. — Kto ci o tym powiedział?
— Nieważne.
Szybko znalazłam się przy Grubej Damie i wypowiedziałam hasło, na co klapa szeroko się otworzyła.
— Cześć!
— I tak się dowiem! — krzyknął, ale obraz zdążył się już zamknąć.
Zaśmiałam się sama do siebie i skierowałam w stronę dormitorium. Przypomniało mi się jednak o prośbie Hagrida, lecz nie miałam pojęcia, gdzie mógł znajdować się Harry.
Ściągnęłam płaszcz i szalik, nie zauważając, że nie oddałam go Cedrikowi, po czym odłożyłam torbę na łóżko. Lavender i Parvati znowu o czymś plotkowały, nie zwracając na mnie szczególnej uwagi. Szybko zbiegłam do pokoju wspólnego, żeby ponownie wspiąć się schodami, tym razem do męskiego dormitorium. W pomieszczeniu zauważyłam śpiącego już Neville’a, nikogo więcej nie było.
— Harry? — zawołałam z nadzieję, że siedział przykryty peleryną niewidką. Nie myliłam się, bo po chwili nad czerwoną kołdrą ujrzałam jego głowę. — Hagrid chce ci coś pokazać. Powiedział, żebyś był u niego o północy.
— Wiesz po co? — zapytał zdziwiony.
— Nie mam pojęcia, ale wyglądał, jakby to było coś ważnego — rzekłam zgodnie z prawdą. — A tak przy okazji, to wielkie dzięki, że mnie tam zostawiłeś samą.
— Nie chciałem ci przeszkadzać, przepraszam — odpowiedział. — Mam nadzieję, że zdążę wrócić na czas, żeby porozmawiać z Syriuszem.
— Na pewno — oznajmiłam. — Idź do Hagrida, a jutro powiesz mi, co chciał ci pokazać, i opowiesz o rozmowie z Łapą.
— Nie ma sprawy — powiedział, po czym posłał mi szeroki uśmiech, zapewniając tym samym, że wszystko będzie dobrze.
Musiało być.
________________
Na początku chciałabym podziękować za szablon, który ponownie wykonała dla mnie Mia z LOG. Jak wam się podoba?
Ogółem wydaje mi się, że jest całkiem okej, wprowadziłam parę postaci OC, które raczej nie odegrają wielkiej roli w opowiadaniu, ale Cedrik musi mieć przecież jakichś kumpli.
Na koniec przypomnę o komentowaniu, bo to mnie najbardziej motywuje do dalszego pisania, więc do roboty! 
Rozdział nie jest zbetowany. 

12 komentarzy:

  1. Omomomom *.* Wiedziałam ,że spotkają się w Hogsmeade ! :D Szybko pisz następny !

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny rozdział! :)
    Nie wiem czy mnie pamiętasz, ale skomentowałam kiedyś rozdział VII a rozdziału VIII już nie. Miałam lekki kryzys, ale postaram się już komentować każdy rozdział. No bo takie cuda trzeba komentować! :)
    Tak jak już kiedyś pisałam: masz przepiękny styl pisania. Wszystko wydaje się takie prawdziwe jakbym sama tam była i obserwowała. Co do szablonu przepiękny!
    Są cudownie wykreowane postacie Hermiony, Harry'ego i Cedrika. Reszty Puchonów za bardzo nie kojarzę, ale to pewnie się niedługo zmieni! :) Intryguję mnie za to Albert. Wydaje się naprawdę interesującą postacią :)
    Co tu dużo pisać. Rozdział prześwietny, życzę weny, czekam na następny i pozdrawiam! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za dużo cukru!!! Ale dziękuję za miłe słowa i cieszę się, że komuś podobają się moje wypociny :) +reszta Puchonów, jak już wyżej wspomniałam, to OC :)

      Usuń
  3. Czemu tu jest jedynie tyle rozdziałów?! Znalazłąm dzisaj Twojego bloga i od razu zacżełam czytać. Pierwszy raz trafiłam na historię o Hermionie i Cedricu i bardzo mi się podoba! Już wiem, że zostanę tu na dłużej! :D
    Serdecznie Pozdrawiam i czekam na nowy rozdziła!
    Ruciakowa

    zdrajca.blogspot.com
    nie-bede-wybrancem.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Szablon jest świetny! Pasuje tu.
    Postaci OC są całkiem dobrze napisane. Wydają się sympatyczne.
    Cedrick jak Cedrick: zawsze fajny, świetny itd., itp..
    Miona jest moją ulubioną postacią, więc raczej więcej pisać nie muszę...
    Tak ogólnie rozdział fajny i bardzo ciekawy.
    Tylko czemu ty je tak rzadko dodajesz!?
    Z niecierpliwością czekam na następny i zapraszam do siebie hermiona-granger-lamour-est-difficile.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę chciałabym, ale teraz, jak znajdę wolną chwilę wolę gdzieś wyjść, niż siedzieć przed komputerem i tak to właśnie wygląda. :/ Szczególnie pod koniec roku szkolnego.

      Usuń
    2. No tak... w sumie to cię rozumiem. Sama chętnie bym wychodziła ale mam na głowie od groma sprawdzianów, kartkówek itp., a do tego jeszcze koncert 06.06 w szkole tanecznej i w takim wypadku doba jest już dla mnie za krótka.
      Jakbyś się jednak zmobilizowała i dorzuciła coś w najbliższym czasie to byłoby miło. ;) :)

      Usuń
  5. Świetnie kreujesz bohaterów :). Bardzo fajnie przedstawiasz kanoniczne postacie, a OC tworzysz tak, że mam wrażenie, jakby to byli prawdziwi ludzie (wzorujesz się na swoich znajomych, czy po prostu masz taką wyobraźnię?).
    http://nocturne.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, dziękuję :D
      Wszystkie OC wymyśliłam sama, ale wydaje mi się, że niektórzy mają jednak bardzo podobne zachowania do moich znajomych...

      Usuń
  6. Albert to ciekawa postać…
    Od razu wiedziałam, że to Cedrik kupił Lukrecjowe Różdżki i się z nią podzieli:3
    - Razem będzie piętnaście galeonów. - What? Piętnaście galeonów, to prawie 500 zł!

    Wpadniesz do mnie?
    http://czterej-huncwoci-i-ruda.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. I znowu ja! :D Cieszę się, że lubisz moje komentarze, bo nie zamierzam stąd uciekać i dalej będę Cię nimi nękać. Tak nawiązując jeszcze do poprzednich, też lubię te mało popularne pairingi. W ogóle uwielbiam postaci poboczne, które nagle stają się pełnoprawnymi bohaterami. I lubię wyobrażać sobie Hermionę z kimś innym (o Charliem dotąd nie myślałam) i Draco też (chociaż tutaj już bardziej OC). Dobra, przechodząc do tego rozdziału…
    Z ręką na sercu mówię, że jest coraz lepiej. Widać, że z każdym kolejnym pisanie idzie Ci lepiej, łatwiej, płynniej (a przynajmniej takie jest czytanie; nie wiem, jak tam z całym procesem pisania ;)). Masz też większe pole do popisu w tworzeniu historii z Cedrikiem. Uwielbiam ten wątek z jego kumplami. To było takie… świeże, naturalne. Te wszystkie kumplowskie zaczepki i jakieś podejrzenia względem C i H – świetne! Mam tylko jedną uwagę dotyczącą opisywania dopiero co spotkanych ludzi po kolorach ich oczu. Dla mnie byłoby to niemożliwe, bo nie zwracam na to uwagi (nawet nie jestem pewna, jaki kolor mają moi bliżsi znajomi), więc wydało mi się to trochę oderwane od rzeczywistości (ale może to tylko ja ;p). Bo włosy i akcent już jak najbardziej tak.
    Więcej Cedrika i więcej gestów dających do zrozumienia, że coś tam między nimi może być, choć na tę chwilę to pewnie nadal sami o tym nie wiedzą, przynajmniej Hermiona. Bardzo to dobrze pokazane, nieprzesadzone, nie rzucają się na siebie. Można się domyślić jedynie po drobnych sprawach i to jest fajne. :) Chociaż wycieranie wąsów to już pełnoprawnie urocze i rozkoszne. :D
    Jeśli tekst nadal był niebetowany, to wow, chylę czoła, bo naprawdę niewiele tutaj wyłapałam. Świetna robota. :)
    „nie wiedząc o co dokładnie chodziło” -> przecinek po wiedząc
    „przyznał, uśmiechając się ironicznie i razem ruszyliśmy w stronę Wielkiej Sali.” -> przecinek po ironicznie
    „Dalej nie wiedziałam z jakiego powodu tak na niego reagowałam, skoro już dawno stwierdziłam, że on przestał mi się podobać.” -> przecinek po wiedziałam; ten on w dalszej części niepotrzebny, bo wiadomo, o kogo chodzi
    „oboje interesują się eliksirami” -> byli chłopakami, co nie? więc obaj/obydwaj, bo oboje odnosi się do osób różnej płci i dzieci
    „Odwróciłam głowę w stronę Cedrika, który nie był niczego świadomy i cicho się zaśmiałam.” -> przecinek po świadomy
    „A tak swoją drogą jak znalazłeś się w Hogwarcie?” -> nie jestem do końca pewna, ale postawiłabym przecinek przed jak
    „On zamiast odpowiedzieć, wziął jedną z serwetek leżących na stole” -> potraktowałabym zamiast odpowiedzieć jako wtrącenie i dałabym przecinek przed zamiast;
    „I tak już się miałam zbierać” -> brakuje kropki na końcu
    „Idź do Hagrida, a jutro powiesz mi, co chciał ci pokazać i opowiesz o rozmowie z Łapą.” -> przecinek po pokazać
    I nie jestem przekonana, czy można zrobić łyka. Powiedziałabym, że raczej upić albo wypić. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, że odpowiadam tak późno, ale dopiero teraz mam czas, żeby zrobić to porządnie.
      Ja mam to samo! Uwielbiam teksty, gdzie występuje Oliver Wood, Charlie czy jakiś inny poboczny bohater, a po polsku nie ma ich praktycznie w ogóle. :/
      Wcześniej nie zwróciłam na to uwagi, ale faktycznie, teraz też mi się to wydaje raczej nieprawdopodobne.
      A co do przyjaciół Cedrika, to cieszę się, że wyszło mi to naturalnie, bo właśnie o to mi chodziło. Nie chciałam, żeby wydawało się wymuszone czy napisane na siłę.
      W tym rozdziale było mnóstwo takich sytuacji i nie wiem, czy nie przesadziłam trochę z tym wycieraniem wąsa… :D
      Tekst nie był betowany, ale już tyle razy go poprawiałam, że trudno mi powiedzieć ile dokładnie. Za każdym razem widzę nowe błędy i przeraża mnie ta ilość. :| W każdym razie dziękuję za wskazanie ich, bo to kolejne, których nie zauważyłam. :D
      No i wielkie dzięki za komentarz! Cieszę się, że nie zamierzasz stąd uciekać, bo nie mogę się doczekać, jak ocenisz te nowsze rozdziały, z których jestem już bardziej zadowolona. :D

      Usuń