19 kwietnia 2015

Rozdział VIII

Minął tydzień od przypadkowego spotkania z Cedrikiem, a ja wciąż miałam wyrzuty sumienia przez to, że nie przyjęłam jego zaproszenia do Hogsmeade. Nie byłam pewna, ale odniosłam wrażenie, że był zawiedziony moją odmową. Nie chciałam mu robić przykrości, ale nie chciałam też słuchać komentarzy na temat Harry'ego ze strony jego znajomych.
Przez to, że cały mój wolny czas spędzałam z Harrym, który wciąż był pokłócony z Ronem, nie miałam ani chwili na rozmowę z Puchonem. Zauważyłam, że ostatnio często przebywał w towarzystwie Cho Chang.
Potter powiedział mi o wywiadzie z Ritą Skeeter. Mówił, że jej samopiszące pióro notowało słowa, których nie wypowiedział. Nigdy jej nie lubiłam, a jego opowieść ani trochę tego nie zmieniła. Dobrze, że Dumbledore przerwał jej w odpowiednim momencie. 
Czas mijał, a pogoda wciąż się nie zmieniała. Niebo dalej było zasłonięte masą chmur, z których co chwilę padał deszcz, a w chłodniejsze dni nawet śnieg. 
Jak zawsze po obudzeniu pierwszą rzeczą, którą wykonałam, było podejście do okna. Pokonując krótką drogę, miałam nadzieję, że chociaż raz tej jesieni wyjdzie słońce i będzie w miarę ciepło. Zamiast tego zobaczyłam gęstą mgłę zlewającą się z szarym niebem, przez którą byłam w stanie ujrzeć tylko zarys poruszanych przez wiatr drzew w Zakazanym Lesie. Nadzieja matką głupich. 
Zrezygnowana spojrzałam na zegar wskazujący dopiero siódmą piętnaście, po czym skierowałam się w stronę łazienki, żeby wykonać podstawowe poranne czynności. Myjąc zęby, popatrzyłam w lustro. Nie zobaczyłam w nim nic nadzwyczajnego. Jedynie to, co widziałam każdego ranka; czarownicę ze zbyt bladą skórą i ciemnymi, kręconymi włosami.
Westchnęłam i powróciłam do przerwanej czynności. Nigdy nie zwracałam szczególnej uwagi na wygląd, nie był dla mnie ważny. Zawsze uważałam, że są bardziej wartościowe rzeczy, i tak miało pozostać. Po co miałam się przejmować kolejnymi sprawami? I to jeszcze tak błahymi.
Wyszłam z pomieszczenia, zamykając drzwi. Znowu spojrzałam na zegar i dopiero wtedy dotarło do mnie, że spędziłam dwadzieścia minut na przeglądaniu się w lustrze. W ekspresowym tempie ubrałam się, wzięłam torbę z książkami spakowanymi już poprzedniego dnia i zeszłam po schodach do pokoju wspólnego, gdzie zauważyłam Rona siedzącego na kanapie. Najwyraźniej na kogoś czekał. 
— Hej — przywitałam się, kiedy do niego podeszłam. 
— Cześć, Hermiono — odpowiedział, a ja już wiedziałam, jak będzie brzmiało moje kolejne pytanie. 
— Czekasz na Harry'ego? Powinien za moment zejść — powiedziałam najnormalniejszym tonem, na jaki było mnie w tamtej chwili stać.
Uśmiechnęłam się, dalej opierając się o mój ulubiony fotel, a on spojrzał na mnie tak, jakbym oznajmiła, że mam zamiar hodować sklątki tylnowybuchowe w dormitorium. 
— Co tak na mnie patrzysz? — zapytałam, udając zdziwioną. — Tylko pytam.  
— To nie pytaj, bo dobrze wiesz, jak jest — odpowiedział zdenerwowany.
Miał rację, ale przecież musiałam znaleźć jakiś sposób, żeby ich pogodzić! Ron, nawet na mnie nie spoglądając, wstał i odszedł w stronę portretu Grubej Damy. 
— Jak?! — krzyknęłam za nim zirytowana, ale on był już po drugiej stronie i zobaczyłam tylko zamykającą się klapę.
Opadłam na fotel i zamknęłam oczy. Zachowywali się jak dzieci, a ja już miałam tego serdecznie dosyć. 
— Daruj sobie — nagle usłyszałam Harry'ego. — Jest zbyt uparty i zazdrosny, żeby ze mną porozmawiać. 
— Powiedział to ten, który wcale uparty nie jest — warknęłam i podniosłam się ze swojego miejsca. — Mógłbyś chociaż spróbować z nim porozmawiać! 
— Czemu to ja mam się pierwszy odezwać, skoro to on zaczął? — zapytał. 
— Bo powinieneś być mądrzejszy — rzekłam już normalnym głosem i wzięłam swoją torbę z podłogi. — Wiem, że nie powinnam się wtrącać, ale jesteście moimi przyjaciółmi i powinniście zrozumieć, że jest to męczące także dla mnie. 
— Wiem, ale to nie ty powinnaś się tym zadręczać — powiedział spokojnie. — Chodź na śniadanie. 
Przeszliśmy przez portret i ruszyliśmy do Wielkiej Sali, w której było już pełno uczniów. Nie zdziwiło mnie to ani trochę, była ósma dziesięć, a o dziewiątej miała zacząć się pierwsza lekcja. W naszym wypadku były to eliksiry ze Snape'em i Ślizgonami, którzy mieli zepsuć nam humor na resztę dnia.
Przechodząc między stołami, odruchowo spojrzałam na ten należący do Hufflepuffu, ale nigdzie nie znalazłam Cedrika. Kątem oka zobaczyłam spoglądającego w moją stronę Wiktora Kruma. Z zaciekawieniem odwróciłam głowę w kierunku stołu Slytherinu, ale rozmawiał już z jakąś czarnowłosą Ślizgonką. Przywidziało mi się, i tyle, pomyślałam.
Usiadłam obok Harry'ego i nałożyłam sobie owsianki. Zaczęłam ją powoli konsumować, gdy do Wielkiej Sali wleciała chmara sów. Jedna z nich podleciała do mnie i wrzuciła Proroka Codziennego do miski, a posiłek chlapnął na moją szatę, stół i Harry'ego. Od razu po tym usiadła, domagając się zapłaty.
— Ech, zawsze to samo — powiedziałam i włożyłam do woreczka znajdującego się przy nodze zwierzęcia pięć knutów.
Ptak od razu odleciał, a ja za pomocą różdżki oczyściłam swoje ubranie i gazetę. Wzięłam do ręki Proroka i spojrzałam na okładkę, która głosiła, że na siódmej stronie znajdował się artykuł o Turnieju Trójmagicznym i wywiad z jego uczestnikami. Szybko odnalazłam podaną stronę. Im dłużej czytałam, tym bardziej się denerwowałam. Byłam świadoma tego, że artykuł Skeeter będzie przesadzony, ale to był stek bzdur.
— Harry w końcu odnalazł w Hogwarcie miłość. Jego bliski przyjaciel, Colin Creevey, mówi, że Harry'ego rzadko się widuje bez niejakiej Hermiony Granger, oszałamiająco pięknej dziewczyny z mugolskiej rodziny, która, podobnie jak Harry, jest jedną z najlepszych uczennic w całej szkole* — przeczytałam fragment na głos.
— Co to? — zapytał zdziwiony Potter i wyrwał mi gazetę z rąk. Kiedy skończył czytać, ponownie się odezwał: — Co to za bzdury?! Kiedy rozmawiałem ze Skeeter, nie wspomniałem niczego o moich rodzicach!
— Chodź, nie będziemy tu o tym rozmawiać.
Wstałam i pociągnęłam go, chcąc sprawić, żeby się pospieszył. Z Wielkiej Sali wyszliśmy jak najszybciej i udaliśmy się schodami na pierwsze piętro, gdzie odruchowo skierowaliśmy się do łazienki Jęczącej Marty. Z tym pomieszczeniem nie miałam raczej żadnych dobrych wspomnień, ale było to idealne miejsce, jeśli chciało się pobyć samemu. Przez aurę otaczającą cały ten obszar przychodziło tu bardzo mało osób.
Harry rzucił swoją torbę gdzieś w kąt i kontynuował czytanie gazety.
— Najlepsze jest to, że miał to być artykuł o wszystkich uczestnikach, a całość jest o mnie — powiedział ze złością. — O Fleur i Krumie wspomniała tylko na końcu.
— Właśnie wiem. — Prychnęłam. — O Cedriku nie ma nic, tak jakby w ogóle nie istniał.
— Nie przypominaj mi nawet — powiedział i usiadł na zimnej, kafelkowej podłodze, opierając się głową o ścianę. Zrobiłam to samo.
— Wyobrażasz sobie, co teraz będzie? — zaczęłam po dłuższej chwili. — Wszyscy będą myśleli, że naprawdę jesteśmy razem.
Harry zaśmiał się głośno.
— Nie śmiej się! — krzyknęłam i trzepnęłam go lekko w ramię. — Podobno jestem oszałamiająco piękna.
Po tych słowach oboje przestaliśmy kontrolować nasz śmiech.
— Może miała na myśli inną Hermionę Granger? — zapytał, a ja znowu się zaśmiałam.
— Może miała na myśli innego Harry'ego Pottera? Bo nie przypominam sobie, żebyś był jednym z najlepszych uczniów w szkole. — Odbiłam piłeczkę.
— Dobra, ustalmy jedno, Hermiono — powiedział już spokojnie. — Nie zwracamy uwagi na obelgi rzucane w naszą stronę.
— I nie dajemy ponieść się emocjom — dodałam, przytakując.
— Dokładnie, a teraz chodź na eliksiry, bo nie chcę znowu dostać szlabanu od tego starego nietoperza — rzekł i wstał, podając mi rękę, którą z chęcią przyjęłam.
Wzięliśmy swoje torby i, rozmawiając, wyszliśmy z łazienki. Musieliśmy się pospieszyć, bo dawno powinniśmy być w lochach.


Kilka kolejnych dni było naprawdę męczących. Co chwilę słyszałam niemiłe komentarze na mój temat. Raz usłyszałam, jak Pansy Parkinson powiedziała, że może i jestem ładna, ale tylko w porównaniu do wiewiórki. Nie było to przyjemne, ale najlepszym sposobem okazało się ignorowanie wszystkich tych złośliwych przytyków.
Przez artykuł wrednej redaktorki Proroka Codziennego wszyscy myśleli, że byłam wielką miłością Harry'ego Pottera, co również robiło się uciążliwe. Nawet niektórzy Gryfoni zdawali się przekonani o naszym rzekomym związku.
— A myślisz, że czemu spędzają tyle czasu razem? — Raz, leżąc pod kołdrą, usłyszałam cichą rozmowę Lavender i Parvati. Najwyraźniej myślały, że już spałam.
— Ja to myślałam, że jej się Diggory podoba — powiedziała zdziwionym głosem Patil.
Na wspomnienie o Cedriku lekko się wzdrygnęłam. — Czasami widzę ich w bibliotece. 
— Nie jesteśmy razem — wycedziłam przez zaciśnięte zęby i obróciłam się do nich plecami. — A Cedrik to tylko znajomy — dodałam, podkreślając przedostatnie słowo.
Domyślałam się, że były zażenowane całym tym epizodem, ale dobrze im tak. Nie powinny plotkować na czyjś temat. Swoją drogą takich sytuacji było mnóstwo.
Tamtej nocy dużo rozmyślałam o Turnieju Trójmagicznym, o kłótni Harry'ego i Rona, o Cedriku. Spałam bardzo krótko. Nie byłam nawet pewna, czy można to nazwać snem, bo co chwilę budził mnie głośny wiatr lub grzmoty burzy, która się rozpętała. Nie zapowiadało się na poprawę pogody w najbliższym czasie.
W ciągu dnia cały czas ziewałam, a, idąc na kolację, byłam już ledwo przytomna. Mimo że nałożyłam sobie pełny talerz różnych potraw, zjadłam tylko trochę i od razu wstałam od stołu. Jedynymi, o czym w tamtej chwili marzyłam, były moje łóżko i godzina snu. Znajdowałam się na piątym piętrze, kiedy wpadłam na roześmianą grupę szóstoklasistów.
— „…wiem, że byliby ze mnie bardzo dumni, gdyby mnie teraz widzieli… Tak, czasami w nocy wciąż za nimi płaczę”.* — Jeden, jak zdążyłam zauważyć, z Puchonów przeczytał fragment dzisiejszego artykułu z Proroka, po czym reszta głośno zarechotała.
Cała grupa była wyższa ode mnie przynajmniej o dwadzieścia centymetrów, przez co poczułam się strasznie niska i bezradna. Kątem oka zauważyłam Cedrika, który w tej samej chwili również mnie zobaczył.
— Oliver, wystarczy — powiedział do jednego ze swoich kumpli. — Idźcie na kolację sami. Dołączę do was później.
— Chodź z nami! — zawołał blondyn z jasną karnacją i zielonymi oczami. Widywałam go czasami z Diggorym, ale niestety nie znałam jego imienia. Wydawał się być miły.
— Muszę porozmawiać. — Cała piątka popatrzyła na mnie podejrzliwie. — Nie jestem głodny — dodał, a gdy reszta Puchonów zniknęła, zwrócił się do mnie z tajemniczą miną: — Mam do ciebie ważne pytanie.
— Słucham? — odpowiedziałam mu z niezadowoleniem.
Widziałam, jak śmiał się z tego artykułu.
— Chodź do biblioteki, nie powinno tam być tłumów o tej porze — powiedział i pociągnął mnie za ramię w stronę schodów.
Szłam za nim tylko dlatego, że byłam ciekawa, co miał do powiedzenia, a poza tym — dawno z nim nie rozmawiałam. Otworzyliśmy wielkie drzwi i pierwszą czynnością, którą wykonaliśmy, było skierowanie się w stronę regałów z książkami o wróżbiarstwie, gdzie mieliśmy w zwyczaju siedzieć. Znajdowały się tam dwa małe stoły i parę krzeseł. Zawsze było tam cicho i spokojnie. Ani jednej żywej duszy, która interesowałaby się przedmiotem profesor Trelawney na tyle, żeby czytać książki na ten temat.
— No więc, ty i Harry? — zapytał mnie, kiedy już usadowił się na niewygodnym, drewnianym krześle przy ścianie. Spojrzałam na niego zdezorientowana, nie wiedząc, co powiedzieć.
— Naprawdę w to uwierzyłeś? — zdziwiłam się.
— Czyli to nieprawda? 
— Oczywiście, że nie — rzekłam. — Cały ten artykuł to bzdury. Nie wiem, czy znalazłabym tam coś, co jest prawdą.
— To dobrze — powiedział, po czym jego usta wykrzywiły się w szerokim uśmiechu.
— Z czego się cieszysz? — zadałam pytanie lekko zirytowana całą tą sytuacją.
— Po prostu nie wyobrażam sobie ciebie i Pottera w związku — odpowiedział, po czym dodał: — To tyle. I cieszę się, że Skeeter nie napisała o mnie nawet jednego słowa.
— Też bym się cieszyła na twoim miejscu — oznajmiłam i przymknęłam na chwilę oczy, żeby pomyśleć. — Ale to nie oznacza, że możesz się śmiać z Harry'ego.
— Śmiać? — zapytał zdezorientowany.
— Tak, śmiać — bąknęłam z zaciekłą miną. — Dlatego nie chciałam iść wtedy do Hogsmeade. Zapewne wyglądałoby to dokładnie tak samo.
— Ech, ale my się nie śmialiśmy z niego — powiedział zawiedziony, że musiał mi to wszystko tłumaczyć. — Chodziło nam o tę kretynkę, która to wszystko napisała. Śmialiśmy się z treści, nie z Pottera.
Nagle to wszystko zaczęło mieć sens. W momencie zrobiło mi się głupio, że tak na niego naskoczyłam. Zarumieniłam się i odwróciłam głowę w inną stronę.
— Przepraszam — mruknęłam. — Od paru dni znoszę te wszystkie komentarze i chyba miarka się przebrała. Nie powinnam się była na tobie wyżywać.
— Zgadzam się.
— Denerwujesz się przed pierwszym zadaniem? — zapytałam po chwili ciszy, zmieniając temat. — Harry bardzo. Cały czas powtarza, że nie da rady.
— Trochę — odpowiedział, chwilę się wahając. — Staram się o tym nie myśleć. Wiem, że to by mnie zniszczyło.
— Ja cały czas o tym myślę — powiedziałam zgodnie z prawdą. — Boję się, że coś się stanie. To naprawdę niebezpieczne. Ludzie ginęli, wykonując te zadania.
— Właśnie wiem — rzekł, kręcąc głową. — Powinnaś się wyluzować i odpocząć, bo nie do twarzy ci z cieniami pod oczami.
Miałam zamiar uśmiechnąć się w odpowiedzi, ale zamiast tego głęboko ziewnęłam.
— Nieprzespana noc — rzuciłam, w tej samej chwili opierając głowę o rękę.
— A nie myślałaś o tym, żeby się trochę zdrzemnąć? — zapytał zdziwiony.
— Miałam taki zamiar, ale wtedy pojawiłeś się ty i twoi koledzy — oznajmiłam.
— A tam, i tak pewnie byś się uczyła — powiedział i wstał ze swojego miejsca. — Chodź, odprowadzę cię.
Zrobiłam to samo oraz wzięłam torbę i parę książek. Kiedy byliśmy już przy biurku pani Pince, zauważyłam, że do biblioteki wchodził Wiktor Krum, a za nim pełno jego wiernych fanek.
— Ale on mnie denerwuje — burknęłam pod nosem.
— Kto? — zapytał z zaciekawieniem Cedrik, rozglądając się po całym pomieszczeniu.
— Krum — powiedziałam trochę zirytowana. — Ciągle tu siedzi, a z nim te jego fanki, które strasznie głośno się zachowują. Jakby nie mógł sobie znaleźć innego miejsca do siedzenia.
— Wiesz, może siedzi tu z twojego powodu.
— Nie kpij sobie — zagroziłam i znowu się roześmiałam, a on zrobił to samo. 
— Daj, poniosę ci książki — rzekł, kiedy byliśmy już poza biblioteką i wyciągnął ręce, żeby wziąć ode mnie ciężkie tomy.
— Dam radę — odpowiedziałam i chciałam iść dalej, ale on zatrzymał mnie, starając mi się je odebrać. — Dobra, masz.
— A reszta? — zapytał, kiedy podałam mu tylko jedną książkę.
— Wystarczy ci.
— Nie rób cyrków.
— Potrafię nieść swoje książki — powiedziałam. — Dałam ci tę, żebyś nie czuł się niepotrzebny, zaniedbany, czy co tam innego ci przyjdzie do głowy — odpowiedziałam ze stoickim spokojem.
Zobaczyłam tylko, jak pokręcił głową i wywrócił oczami. No cóż, musiał się tym zadowolić.
Skierowaliśmy się w stronę wieży. Będąc na szóstym piętrze, Cedrik poszedł jeszcze na chwilę do gabinetu profesora Binnsa, a ja czekałam na niego na ławce. Było już po kolacji i korytarz świecił pustkami. Tylko nieliczne osoby wracały do pokoju wspólnego albo szły do biblioteki. Zostałam tam zupełnie sama.
Wtedy z łazienki wyszedł Malfoy ze swoimi dwoma wielkimi gorylami. Crabbe i Goyle zawsze wzbudzali we mnie strach. Byli trzy razy więksi ode mnie i za każdym razem, kiedy przechodziłam obok nich, miałam wrażenie, że mogliby mnie z łatwością zmiażdżyć. Błagałam, aby mnie nie zauważyli, ale moje nadzieje okazały się próżne.
— A gdzie Bliznowaty? — zapytał blondyn ze złośliwym uśmiechem. — Już się nie trzymacie razem?
Nie odpowiedziałam, próbowałam go ignorować, ale on nie przestawał.
— A szkoda. — Westchnął. — Szlama i chłopiec, który kiedyś tam, przypadkowo przeżył, tworzyliby idealną parę — mówiąc to, zaakcentował przedostanie słowo.
Odruchowo wstałam z miejsca. Czułam, jak wszystko się we mnie gotuje, byłam wściekła. Gdy włożyłam rękę do kieszeni, gdzie znajdowała się moja różdżka, poczułam lekkie szarpnięcie za ramię.
— Uważaj na słowa, Malfoy — warknął Cedrik, który nagle pojawił się obok mnie. — Może się to dla ciebie źle skończyć.
Pociągnął mnie za ramię na siódme piętro, nawet nie odwracając się w stronę Ślizgonów.
— Nie powinieneś był się w ogóle fatygować — powiedziałam, gdy mnie już puścił. — Przyzwyczaiłam się.
— Jeszcze chwila i rzuciłabyś na niego jakiś urok, a uwierz, że nie są ci potrzebne dodatkowe zmartwienia i kłopoty — odpowiedział trochę wyprowadzony z równowagi.
— Miło mi, że się o mnie martwisz i naprawdę jestem wdzięczna, że w porę zainterweniowałeś, ale dałabym radę sama — powiedziałam za jednym tchem.
— Domyślam się — rzekł i lekko mnie szturchnął.
— Tak w ogóle, to ja naprawdę nie mam pojęcia, co ty masz z tym ciągnięciem mnie za ramię — oznajmiłam.
— Proszę cię, zanim byś się ruszyła, minęłoby jeszcze z pięć minut. — Prychnął.
— Nieprawda! — żachnęłam się.
— Okej, okej — powiedział i podarował mi kuksańca w bok. — Dziesięć.
Oboje się zaśmialiśmy, ale przerwał nam głos Grubej Damy:
— Panna wchodzi czy ma zamiar tak stać przez resztę wieczoru?
— Banialuki — wypowiedziałam hasło, a obraz otworzył się i ukazało się nam wejście do przytulnego pomieszczenia w czerwonych i złotych barwach. — To cześć.
— Spotkamy się jutro? — zapytał z nadzieją w głosie.
— Mam nadzieję — odpowiedziałam, będąc już w pokoju wspólnym.
— To dobranoc! — zawołał i zniknął za zamykającą się klapą.
Byłam wtedy w stu procentach pewna, że przez najbliższy czas znowu będę miała problemy ze snem.
_____________________________
*dwa fragmenty z Czary Ognia

Bardzo dziękują za taką ilość komentarzy pod ostatnim postem! To naprawdę wiele dla mnie znaczy, bo wiem, że ktoś to czyta i komuś się to podoba. :D 
Betowała Siobhan. 

10 komentarzy:

  1. Świetny rozdział ;) Kiedy pogodzisz Harry'ego i Rona ? :) Czekam na next.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej! Jak widać jestem pierwsza! Świetnie piszesz i choć nigdy nie myślałam o cedmione to ty mnie przekonałaś. Sorry że wcześniejszych postów nie komentowałam ale teraz już będę. Twój fanfick jest na prawdę fajny i mam nadzieję że doprowadzisz go do końca. Życzę dużo weny i czasu! I mam pytanie: na kiedy przewidujesz następny rozdział? :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetnie opisujesz relacje Hermiony i Cedrica. Są jak dobrzy przyjaciele, ale widać, że na rzeczy jest coś więcej :D. Też czekam na pogodzenie Rona i Harry'ego, ale skoro chcesz trzymać się kanonu, to nie będę złym czytelnikiem i zamiast ci marudzić cierpliwie poczekam ;)
    http://nocturne.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  4. Spodobal mi sie twoj styl/sposób pisania :)
    Swietny blog <3
    Pozdrawiam i zycze weny!

    Zapraszam w wolnej chwili: miniaturki-hp-hogwart.blogspot.pt

    OdpowiedzUsuń
  5. Cześć, serdecznie zapraszam na land-of-grafic.blogspot.com po odbiór zamówionego szablonu ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Cedrik zazdrosny *·*
    No, dobra, lecę czytać dalej.

    OdpowiedzUsuń
  7. Początek był nieco sztywny, oficjalny, trochę ciężki, bo sprawozdaniowy, ale dalej było już tylko lepiej. :)
    I nareszcie mogę cieszyć japę, bo dużo Cedrika i to jeszcze takiego, że awww. Serio, nigdy mnie ten koleś nie jarał, ale sprawiasz, że zaczynam go lubić. I w momencie, jak złapał ją za ramię i pociągnął do biblioteki, dostrzegłam, że w sumie to do siebie pasują i gdybym miała większe zdolności artystyczne, to bym mogła to nawet narysować. :D
    Fajnie też, że nie zapomniałaś o kłótni Rona i Harry'ego. Nareszcie Hermiona się postawiła i powiedziała, co myśli. Zuch dziewczyna! :D
    Coś jeszcze miałam tutaj napisać... Hm. Aaa, już wiem. To było urocze, jak Cedrik zapytał się, czy jest z Potterem, i jak obronił ją przed Ślizgonami, i potem jak powiedział, że przecież nie śmiali się z jej przyjaciela. To wszystko było taką kwintesencją Cedrika z moich wątłych wyobrażeń. :D
    I w sumie to z ciekawości zapytam: dlaczego akurat Cedmione?

    Jeśli chodzi o jakieś drobne rzeczy, które wyłapałam:
    "Pokonując krótką drogę miałam nadzieję" -> przecinek przed 'miałam'
    "Zamiast tego zobaczyłam gęstą mgłę zlewającą się z szarym niebem, przez którą w stanie byłam tylko ujrzeć zarys poruszanych przez wiatr drzew w Zakazanym Lesie." -> Coś tu nie gra z konstrukcją chyba. Może tak: Zamiast tego zobaczyłam gęstą mgłę zlewającą się z szarym niebem, przez którą byłam w stanie ujrzeć tylko zarys poruszanych przez wiatr drzew w Zakazanym Lesie.
    "Zawsze uważałam, że są bardziej wartościowe rzeczy i tak miało pozostać." -> Ja bym postawiła tutaj przecinek przed 'i', bo odczytuję to jako część nadrzędną: uważała coś i tak miało pozostać.
    "Przewidziało mi się i tyle, pomyślałam." -> przewidzieć i przywidzieć to dwa różne słowa; tutaj: przywidzieć; druga kwestia jest taka, że zastawiam się, czy 'i tyle' nie powinno potraktować się jako oddzielnej części, tak jak tutaj: http://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Dla-niego-co-czerwone-to-czerwone-b-i-tyle-b;16430.html
    "Co to za bzdury?! kiedy rozmawiałem ze Skeeter, nie wspomniałem niczego o moich rodzicach!" -> brak wielkiej litery
    "— Dokładnie, a teraz chodź na eliksiry, bo nie chcę znowu dostać szlabanu od tego starego nietoperza — rzekłł i wstał" -> literówka w 'rzekł'
    "Musieliśmy się pospieszyć, bo dawno powinniśmy byli być w lochach." -> Może tylko mnie swędzi to 'powinniśmy byli być", więc po prostu luźno zaproponuję: Musieliśmy się pospieszyć, bo dawno już powinniśmy być w w lochach. ALE im dłużej powtarzam sobie obie wersje, tym gorzej mi brzmią, więc ja się wstrzymuję - nie wiem, jak bardziej poprawnie. xd
    "Nie było to przyjemne, ale najlepszym sposobem było ignorowanie wszystkich tych złośliwych przytyków." -> było, było; można drugie zamienić na 'okazało się'
    "byłam wielką miłością Harry'ego Pottera, co również było uciążliwe." -> byłam, było
    "powiedziała zdziwionym głosem Patil, a na wspomnienie o Cedriku lekko się wzdrygnęłam." -> Dałabym dwa oddzielne zdania i akapit od 'na wspomnienie', bo to jednak nie ma bezpośredniego związku, są dwa różne podmioty.
    "Jedyne, o czym w tamtej chwili marzyłam, było moje łóżko i godzina snu. Byłam na piątym piętrze, kiedy wpadłam na roześmianą grupę szóstoklasistów." -> jedynymi (...) były (chyba! nie jestem tutaj pewna); poza tym znowu było, byłam
    "rzuciłam, w tej samej chwili opierając swoją głowę o rękę." -> trochę zbędne to 'swoją', bo trudno, żeby opierała cudzą ;)
    "Zobaczyłam tylko, jak pokręcił głową i wywrócił oczami. No cóż, musiał się tym zadowolić." -> zagubił się akapit
    "Było już po kolacji i korytarz był pusty." -> było, był; może: korytarz świecił pustkami
    "— Panna wchodzi, czy ma zamiar tak stać przez resztę wieczoru?" -> bez przecinka; i btw ta kwestia Grubej Damy wywołała uśmiech na mojej twarzy :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie te początki nie są moją najlepszą stroną, bo nigdy nie wiem jak zacząć i próbuję coś wymyślić, czasami może za bardzo na siłę.
      Bardzo się cieszę, że zaczynasz lubić mojego Cedrika! Naprawdę. :D Co do fragmentu, w którym pociągnął Hermionę za ramię, sprawiłaś, że strasznie chciałabym zobaczyć takiego arta i mogę tylko żałować, że ja też raczej nie należę do osób z wielkim talentem artystycznym. :/
      Właśnie ta zaczepka Malfoya wydała mi się teraz taka typowa dla blogów bez Dramione, bo wtedy zazwyczaj autorki robią z Draco huligana, a postać spairingowaną z Hermioną wielkim obrońcą.
      Czemu Cedmione? Był taki okres, kiedy czytałam fanfiction z nietypowymi parami, typu Oliver Wood/Hermiona czy Charlie Weasley/Hermiona, no i w tym także znalazło się Cedmione, które wyjątkowo mi się spodobało.
      Błędy poprawione, a za komentarz dziękuję!

      Usuń