28 grudnia 2014

Rozdział V

Październik w tym roku kończył się okropną pogodą. Mimo że była dopiero godzina piętnasta, na niebie pojawiło się już mnóstwo ciemnych chmur, przez co słońce nie miało żadnych szans na przebicie.
Niektórym ta pogoda zdawała się naprawdę przeszkadzać. Piąta z rzędu astronomia została odwołana, bo jaki był sens patrzenia się w niebo i wyszukiwania nowych gwiazd lub planet, kiedy niczego nie widać? Profesor Sinistra próbowała już chyba wszystkich zaklęć, żeby choć na chwilę przesunąć chmury w inne miejsce, ale za każdym razem wyglądało to tak samo.
Wszyscy uczniowie czekali na koniec października z ogromną niecierpliwością. Zauważyłam, że tuż po informacji, iż goście z Durmstrangu zasiądą przy stole wraz z wychowankami Slytherinu, prawie wszystkie Ślizgonki zaczęły bardziej o siebie dbać, nakładać coraz mocniejszy makijaż i zmieniać garderobę na bardziej prowokującą.
Jednak wreszcie nadszedł ten dzień. W tym roku przed Nocą Duchów miało miejsce wielkie wydarzenie, albowiem przyjechać miały dwie magiczne szkoły: Beauxbatons oraz Durmstrang. Lekcje w ten dzień trwały pół godziny krócej.
Po zwiastującym koniec piątkowych lekcji dzwonku pobiegłam z Harrym, Ronem i pozostałymi Gryfonami do wieży, żeby zostawić nasze torby i udać się do Sali Wejściowej, gdzie czekała już profesor McGonagall. Skierowała wszystkich na dziedziniec.
— Stanąć w jednej grupie i nie ruszać się, pierwszoroczniacy z przodu! — krzyczała opiekunka naszego domu. Widać nie tylko Flitwickowi, który pomylił dzisiaj zaklęcie pomniejszające z powiększającym, udzieliło się to całe zdenerwowanie i stres.
— Co ona dzisiaj taka oschła? Kot jej zdechł, czy co… — powiedział Ron.
— Pewnie się stresuje — powiedziałam. — Myślisz, że jak inni nauczyciele się zachowywali?
— Hermiona ma rację — potwierdził Harry. — Dzisiaj na wróżbiarstwie Trelawney nawet nie wspomniała o czekającej mnie wkrótce śmierci.
Ron głośno zarechotał i kontynuował rozmowę z Potterem. Za to ja rozejrzałam się po wszystkich zgromadzonych uczniach. Zauważyłam Cedrika stojącego po drugiej stronie placu z małą grupką przyjaciół. Śmiał się z czegoś. Podejrzewałam, że był to jakiś głupi, mało śmieszny kawał. W ciągu naszej krótkiej znajomości opowiedział mi ich chyba setki i, mimo że słyszał je po raz tysięczny, milionowy, kto wie, za każdym razem śmiał się, jakby właśnie zobaczył stepującego Filcha. Nie wątpiłam też, że przy najbliższej okazji podzieli się ze mną dowcipem, z którego wtedy się śmiał.
Kątem oka zobaczyłam również wpatrującego się we mnie Alberta Bennetta. Nie miałam pojęcia, co mnie tak w nim intrygowało. Nie znałam go, nie wiedziałam, jaki miał charakter, jak się zachowywał. Pomimo tego, że prawie od początku roku mu się przyglądałam, byłam w stanie wywnioskować bardzo mało, bo skąd mogłam mieć informacje o jego stosunku do ludzi, stosunku do czegokolwiek, skoro rozmawiałam z nim raz i to w pociągu, kiedy szukałam Krzywołapa.
Swoją drogą odkąd przyjechaliśmy do Hogwartu, mój kot gdzieś znikał. Nieważne, czy to poniedziałek, wtorek, piątek, sobota, co noc gdzieś wychodził, nie zważając na moje wołanie i wracał wczesnym rankiem zadowolony i najedzony.
Gdy stałam tak zamyślona pośród wszystkich Gryfonów, usłyszałam nagle krzyki podekscytowania. Odwróciłam wzrok w stronę jeziora, na którym nagle pojawił się olbrzymi okręt z flagą przymocowaną do masztu. Na materiale było coś narysowane, ale niestety, był za daleko i nie potrafiłam lepiej się przyjrzeć. Domyślałam się, że jest to herb jednej ze szkół.
— Skąd się wziął ten statek? — zapytałam zdziwiona.
— Był pod wodą! — usłyszałam radosny głos Rona.
Już wtedy był podniecony, a co dopiero kiedy zobaczył Kruma wychodzącego na ląd z resztą uczniów.


Przez całą sobotę trzydziestego pierwszego października uczniowie powyżej siedemnastego roku życia mieli czas na zgłaszanie swojego udziału w turnieju, a wieczorem Czara Ognia miała wybrać jednego reprezentanta każdej szkoły.
W ten dzień prawie wszyscy przebywali w Sali Wejściowej, śledząc, kto chciałby wziąć udział w turnieju. Jako że nie chciałam siedzieć sama w wieży, wzięłam parę książek i poszłam tam razem z Harrym i Ronem. Kiedy przyszliśmy, bliźniacy próbowali przedostać się przez linię wieku. Ku mojemu zaskoczeniu — udało im się. Zdziwienie zniknęło, gdy nagle obaj zostali wyrzuceni spoza okręgu na odległość około dziesięciu metrów.
— A nie mówiłam? — odezwałam się, uśmiechając się z satysfakcją.
— Cicho — burknął George, kiedy pozbył się już swojej brody.
Tyle razy powtarzałam, że Dumbledore na pewno zabezpieczył czarę przed eliksirem postarzającym i innym sztuczkami, ale oni dalej pozostawali przekonani, że dyrektor był kretynem i o tym nie pomyślał.
Przed obiadem opuściłam pomieszczenie i udałam się do dormitorium, żeby odnieść książki. Od razu po posiłku chcieliśmy iść do Hagrida, a ja nie miałam zamiaru nieść ciężkiej torby tak daleko. Wypadłam z pokoju i poleciałam szybko w stronę obrazu Grubej Damy. Byłam już spóźniona i pewna, że jedzenie pojawiło się na stołach. Swoją drogą dalej nie potrafiłam przeżyć tego, że skrzaty domowe pracowały w hogwarckiej kuchni.
Byłam właśnie na piątym piętrze, kiedy ktoś mnie lekko szturchnął.
— Na Godryka! — pisnęłam i zobaczyłam rozbawionego Cedrika. — Czy ja mam ci zafundować leczenie w Świętym Mungu?
— Wątpię, żeby to pomogło — odpowiedział uradowany. Tak mało było trzeba, żeby był szczęśliwy.
— Ja też… — mruknęłam. — Czy istnieje jakakolwiek rzecz, dzięki której przestałbyś mnie straszyć? — wycedziłam przez zęby wciąż lekko poirytowana.
— A jak myślisz?
Westchnęłam. Domyślałam się, że nigdy nie dowiem się, dlaczego sprawiało mu to tyle radości. Nagle przypomniało mi się o pewnej ważnej sprawie.
Czwarte piętro.
— Zgłosiłeś swój udział? — zapytałam już z normalną miną. Cedrik w jednej chwili stał się poważny.
— W turnieju? Tak. — Widziałam jego błysk w oczach.
Trzecie piętro.
— Myślisz, że jesteś gotowy, że dasz radę?
— Mam nadzieję — odpowiedział i w momencie nastała cisza, która nie dawała mi spokoju.
Drugie piętro.
Nagle Cedrik najwyraźniej sobie o czymś przypomniał i przybrał nieodgadniony wyraz twarzy.
— Zadam ci pytanie — zaczął.
— Dobrze.
— Co to są mieszane uczucia?
Spojrzałam na niego zdziwiona. Patrzył na mnie z dziwną miną i nie miałam zielonego pojęcia, o co mu chodziło.
— Co? — Tylko na tyle było mnie w tamtej chwili stać.
Pierwsze piętro. 
— Mieszane uczucia są wtedy, gdy Snape wleci twoją ulubioną miotłą w Wierzbę Bijącą — rzekł spokojnym tonem. Mimo że się nie uśmiechał, jego oczy wydawały się wesołe.
W tamtym momencie po prostu nie mogłam się nie roześmiać. Nie zauważyłam nawet, że weszliśmy do Wielkiej Sali.
— I co? A sama mówiłaś, że moje kawały nie są śmieszne — odezwał się już z uśmiechem i satysfakcją na twarzy.
— Ale… — W dalszym ciągu nie potrafiłam się uspokoić. — Nie śmieję się z tego kawału — powiedziałam, po czym ponownie zachichotałam. — Ja się śmieję z ciebie.
— Ze mnie?
Jego mina była bezcenna.
— Gdybyś widział siebie opowiadającego ten dowcip, jak Merlina kocham, udusiłbyś się ze śmiechu — powiedziałam. — Myślałam, że po raz pierwszy w życiu chcesz mi zadać poważne pytanie, a ty nagle wyskakujesz z taką odpowiedzią.
Na moje słowa od razu się roześmiał.
— Mów sobie, co chcesz — odpowiedział. — Ja i tak wiem, że kawał też cię rozśmieszył, bo gdyby nie był śmieszny, w życiu bym ci go nie opowiedział — dokończył, powoli odchodząc w stronę swojego stołu.
Nie odpowiedziałam i poszłam w jego ślady, kierując się do stołu Gryffindoru i cały czas się śmiejąc.
— Co tobie się stało, Hermiono? — zapytał Ron. — I czemu, na strzyżonego hipogryfa, bratasz się z tym lalusiem, Diggorym?
Faktycznie, Cedrik po raz pierwszy pokazał się ze mną publicznie. Nawet nie zauważyłam, że, kiedy spóźnieni weszliśmy do Wielkiej Sali, większość uczniów zwróciła na nas uwagę. Spotkania w bibliotece się nie liczyły, bo za każdym razem siedzieliśmy w jednym z korytarzy, które znajdowały się między regałami z książkami o wróżbiarstwie lub historii magii. Raz widział nas jeden pierwszoroczniak, który raczej nic sobie z tego nie zrobił. Pomijając miejsce, gdzie spędzaliśmy razem czas, spotykaliśmy się bardzo rzadko. Nie umawialiśmy się na wyznaczone godziny czy coś w ten deseń. Każdy przychodził, kiedy mu to odpowiadało, a jeśli zastał towarzystwo drugiego, po prostu się dosiadał. 
— O co ci chodzi, Ron? — zapytałam, a kątem oka zauważyłam, jak Harry przymknął oczy i pokręcił głową.
— O to, że zawierasz znajomości z jakimiś Puchonami, dodatkowo z szóstego roku — oznajmił. — Olewając nas, bo podobno siedzisz w bibliotece, dodatkowo nawet nam…
— Ron, dość! — powiedział stanowczo Harry. — Przecież wiesz, jak to się zawsze kończy. Hermiono, nie zwracaj na niego uwagi, proszę.
— I trudno, może tak ma to właśnie wyglądać. — Uśmiechnął się kpiąco. — Nawet nam nie powiedziałaś, że znasz Cedrika Diggory'ego, co, Hermiono? Zachciało ci się popularności, bo przecież tak mało jej masz, przyjaźniąc się tylko z wielkim Harrym Potterem, hm?!
— Ron… — Westchnął Harry. Dobrze wiedział, jak to się skończy.
— Jak możesz uważać, że rozmawiam z Cedrikiem tylko dlatego, że chcę być znana? — zapytałam z wyrzutem. — W sumie dobrze, że mi to powiedziałeś. Przynajmniej teraz wiem, za jaką mnie uważasz. I do twojej wiadomości, przegiąłeś, po raz kolejny.
Podniosłam się i odeszłam od stołu z podniesioną wysoko głową.
— Gdzie ty idziesz? A obiad? — zawołała za mną Ginny.
— Straciłam apetyt — powiedziałam, patrząc z wyrzutem na Rona, i wyszłam z Wielkiej Sali, ani razu się nie odwracając.
Automatycznie pomyślałam o opinii innych uczniów. Czy myśleli o mnie tak samo jak Ron? Czy uważali, że naprawdę spędzałam czas z Cedrikiem tylko dlatego, żeby zdobyć popularność? Nawet jeśli jeszcze nie wszyscy mieszkańcy Hogwartu nas widzieli, to za niedługo tak się stanie i co wtedy? Naprawdę nie chciałam być w centrum uwagi, nie chciałam być głównym tematem ich plotek. Już widziałam, jak by to wszystko wyglądało… Założyłabym się, że jedyną plotką nie byłaby tylko moja rzekoma chętka na popularność, ale również coś w stylu „kujonica zakochała się w znanym chłopaku z Hufflepuffu”. Nie, dziękuję.
_____________________________
No więc długo mnie nie było, faktycznie. I jeśli ktokolwiek to czyta (śmiem wątpić, nie dziwcie się czemu, bo komentarze na tym blogu da się zliczyć na palcach u jednej ręki), niech wie, że przez długi czas nie miałam weny i nie mogłam się wziąć za pisanie tego rozdziału, który jest trochę nudny i krótkawy, ale w każdym opowiadaniu takie są, co nie? 
PS Mam nadzieję, że parę osób to czyta, więc jeśli faktycznie — dajcie jakiś znak życia. Uwierzcie, że wystarczy mi anonimowy komentarz z głupią emotikoną (jakąkolwiek, w zależności, czy rozdział wam się podobał, czy nie). Ale mile widziane są komentarze, w których napisalibyście mi, co mogłabym zmienić, potrzebuję krytyki i tyle. Nieważne, czy tej dobrej, czy tej złej.
Betowała Siobhan. 

6 komentarzy:

  1. Lubię takie zapychacze ;) rozdział ogólnie fajny i czekam na cd ;) (tym razem ma być szybciej ! )

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekam na kolejny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Daję znak życia :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajne :)
    Wiedziałam, że Ron bedzie niezadowolony… Może zazdrosny?
    ~Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wydaje mi się, że ten rozdział jest lepszy niż poprzedni. Może wiąże się to z tym, że zaczęłaś już więcej tworzyć, a mniej streszczać, co oczywiście wyszło na wielki plus. Napisałaś, że to zapychacz, ale powiem Ci, że ten rozdział serio mi się podobał. :) A szczególnie jedna kwestia, na którą parsknęłam śmiechem: „— Co tobie się stało, Hermiono? — zapytał Ron. — I czemu, na strzyżonego hipogryfa, bratasz się z tym lalusiem, Diggorym?” Genialne! ;D I właściwie chodzi mi tu też o ten zwrot „bratać się”, bo jest on tak rzadko używany, a ja dosłownie widziałam te słowa wypadające z ust Rona. ;D
    A oprócz tego muszę jeszcze wspomnieć, że nie do końca rozumiałam Hermionę, tego jej negatywnego nastawienia, zaciśniętej szczęki, irytacji, a chłopak tylko próbował rozśmieszyć ją swoimi żartami. Ale potem na samym końcu napisałaś, że nie chciała być tematem plotek w szkole. Czyli uważała Cedrika za bawidamka, tak? :d Generalnie rozumiem wytłumaczenie, ale chyba muszę jeszcze przetrawić myśl, że Hermiona przejmowałaby się aż tak pogłoskami. Chociaż... była dość wrażliwa, z tego co pamiętam, więc wszystko możliwe. :)
    Nie mam pojęcia, co wymyślisz z Krzywołapem i tym całym Albertem. Zachodzę w głowę, o co chodzi. :D

    Jeśli chodzi o to, co wyłapały moje zmęczone oczy:

    „Nie miałam pojęcia, co mnie tak w nim intrygowało. Nie znałam go, nie wiedziałam jaki miał charakter, (…)” -> Zgubił się przecinek przed „jaki”.
    „— A jak myślisz? — Westchnęłam. Domyślałam się, że nigdy nie dowiem się, dlaczego sprawiało mu to tyle radości. Nagle przypomniało mi się o pewnej ważnej sprawie.” -> To kwestia Cedrika, prawda? Więc może warto byłoby zrobić enter przed westchnięciem, które nie należy już do niego, ale do Hermiony. W tym momencie jest trochę nieprzejrzyste.
    „— Ale... — W dalszym ciągu nie potrafiłam się uspokoić. — nie śmieję się z tego kawału — powiedziałam, po czym ponownie zachichotałam. — Ja się śmieję z ciebie.” -> Po „uspokoić” mamy kropkę, jest to pełnoprawne zdanie, więc następne (wypowiedź) powinno się zacząć wielką literą.
    „Nawet nie zauważyłam, że kiedy spóźnieni weszliśmy do Wielkiej Sali i większość uczniów zwróciła na nas uwagę.” -> Tutaj coś nie halo z tym zdaniem; albo bez „kiedy”, albo bez „i”.
    „— Straciłam apetyt — powiedziałam, patrząc z wyrzutem na Rona i wyszłam z Wielkiej Sali ani razu się nie odwracając.” -> Brakuje przecinka po „Rona” i przed „ani”, imiesłowy oddzielamy przecinkami, ale jestem pewna, że to doskonale wiesz i te drobnostki po prostu uciekły.:)
    Dobra, to tyle ode mnie. Dobrej nocy! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uzależniasz mnie od swoich komentarzy, naprawdę! Uwielbiam je czytać, bo wreszcie znalazła się osoba, która pisze i o wadach, i o zaletach rozdziału, a dodatkowo wskazuje błędy. <3
      Co do Hermiony i przejmowania się plotkami, wzorowałam się na jej reakcji na artykuł Rity Skeeter. Nie mam pojęcia, czy dobrze uczyniłam, robiąc ją taką wrażliwą, bo w dalszych rozdziałach jest taka coraz bardziej, a tak mi się przynajmniej wydaje.
      Jeszcze raz dziękuję za wskazanie błędów i na pewno poprawię je w wolnej chwili. :D

      Usuń