Obudził mnie odgłos deszczu odbijającego się od szyb i gradu uderzającego o parapet oraz masa grzmotów i błysków. Przypomniała mi się wczorajsza sytuacja i nie wiedzieć czemu, odruchowo się roześmiałam. Sądziłam, że większość ludzi nie zareagowałaby tak na przypomnienie sobie o zamknięciu w ciemnej bibliotece. W dodatku po północy.
Moje urodziny zdecydowanie zaczęły się bardzo dobrze. I nie miałam na myśli spędzenia paru chwil z tym Cedrikiem Diggorym, a jedynie rozmowę ze zwykłym szóstoklasistą.
Spojrzałam na zegarek, który wskazywał piątą siedem. Wcześnie, pomyślałam. Poprawiłam sobie poduszkę i zamknęłam oczy.
— Hermiono! — Usłyszałam krzyk Ginny. — Wstawaj, jest już po dziewiątej!
— Co? — zapytałam rozespana.
— Zaspałaś! Przegapiłaś transmutację, Ron i Harry kazali mi zobaczyć, co z tobą — powiedziała.
— Co? Jak to? — nagle się rozbudziłam.
— Wstawaj szybko, bo za chwilę się spóźnisz na eliksiry, a wiesz, że Snape ci tego nie daruje.
Jak mogłam zaspać?! Nastawiłam budzik. Jeszcze przed pójściem spać specjalnie sprawdziłam, czy aby na pewno to zrobiłam.
Wystrzeliłam z łóżka jak poparzona. Ubrałam się, ledwo uczesałam, ale obowiązkowo umyłam zęby. W końcu moi rodzice byli dentystami.
— O nie, przeklęty budzik. McGonagall mnie zabije… — jęknęłam.
— Oj tam, nie przesadzaj — powiedziała Ginny. — Nic się nie stało, a McGonagall cię lubi. Wystarczy, że wymyślisz coś o nieprzespanej nocy.
Gdyby to było takie proste, dokończyłam w myślach i zabrałam torbę z książkami i rzeczami związanymi z WESZ. Skierowałam się w stronę schodów z dormitorium i pobiegłam najszybciej, jak się dało. Trudno, przeżyję bez śniadania, może uda mi się zjeść chociaż tosta po eliksirach, pomyślałam.
Byłam przy kominku, kiedy ktoś złapał mnie za ramię, żeby mnie zatrzymać. Odwróciłam się zaskoczona i zobaczyłam uśmiechającego się Harry'ego i Rona, rozbawionych bliźniaków i Ginny, schodzącą po schodach.
— Wszystkiego najlepszego, Hermiono! — zaczął Potter i podał mi pudełko wielkości książki.
Dopiero w tamtym momencie przypomniałam sobie o moich piętnastych urodzinach. No tak, przecież był poniedziałek, dziewiętnastego września. To przez myśl, że zaspałam i opuściłam transmutację wyleciało mi to z głowy.
Wszyscy złożyli mi życzenia, a ja byłam naprawdę zaskoczona, gdy okazało się, że była dopiero za dziesięć siódma.
— Wrobiłaś mnie — zarzuciłam Ginny.
— Musiałam! To był jedyny sposób na złożenie ci życzeń, bo przez cały dzień siedziałabyś w bibliotece — powiedziała.
— Właśnie — zgodził się z nią Ron.
Pokręciłam głową, po czym głośno się zaśmiałam. Byłam szczęśliwa, że przyjaciele pamiętali o moich urodzinach i postanowili zrobić mi małą niespodziankę. Zaniosłam wszystkie prezenty do dormitorium, zeszłam na dół i razem z Harrym i Ronem poszliśmy na śniadanie, bo Ginny wyszła wcześniej z George'em i Fredem.
— Miło cię widzieć — odparł Harry.
— Co? Przecież cały czas tu jestem, byłam, będę…
— Może… — Wzruszył ramionami. — Duchowo cały czas jesteś w bibliotece.
— Dobrze. Dzisiaj nawet o niej nie pomyślę, cały dzień z wami — powiedziałam.
— Obiecujesz? — zapytał Ron.
— Obiecuję — odparłam.
Kto by pomyślał, że może im mnie brakować?, pomyślałam i uśmiechnęłam się szeroko. Już wtedy wiedziałam, że to będzie wspaniały dzień, nawet jeśli moje urodziny wypadały w poniedziałek.
Wieczorem odpuściłam sobie pójście do biblioteki i zostałam w pokoju wspólnym z Harrym i Weasleyami, tak jak im przyrzekłam. Jedyne, czego żałowałam to to, że spędzałam z nimi tak mało czasu. Już wcześniej mogłam poświęcić im chwilę i porozmawiać czy pograć w Eksplodującego Durnia.
Początek października nie wyglądał obiecująco. Przez pierwszy tydzień deszcz lał bez przerwy, a chmury były tak gęste i ciemne, że przez cały dzień musiały palić się świece. Raz, gdy szłam wcześnie rano w stronę Wielkiej Sali, Irytek zdmuchnął wszystkie i zrobiło się tak ciemno, że ledwo widziałam cokolwiek. Nienawidziłam takiej pogody. Zawsze sprawiała wrażenie strasznie przygnębiającej i ponurej, przez co sama się tak czułam.
Był zimny, piątkowy wieczór, a ja, zamiast siedzieć przy kominku w Pokoju Wspólnym, marzłam w bibliotece. Chciałam dopracować ostatnie rzeczy związane z WESZ. Wkrótce miałam zamiar wtajemniczyć w swoje plany Harry'ego i Rona. Cały czas zastanawiałam się, czy poprą mój pomysł, ale nawet jeśli nie, to i tak mi pomogą.
Stałam pod jednym z regałów, próbując dosięgnąć starego wydania „O skrzatach domowych” Belli Hupens. Użyłabym zaklęcia, ale różdżka znajdowała się gdzieś pod stosem papierów i książek. Nie chciało mi się jej szukać, ale doszłam do wniosku, że było to konieczne, jeśli chciałam sięgnąć po egzemplarz.
— Głupia książka — zaklęłam. — Prawie…
Nagle zobaczyłam długą rękę sięgającą na regał.
— Proszę — powiedział Cedrik i podał mi przedmiot. — Wiesz, łatwiej byłoby z Accio.
— Ech — westchnęłam, wskazując palcem bałagan, który znajdował się na podłodze. — Tam gdzieś jest moja różdżka. Poszukałabym jej, ale zajęłoby to więcej czasu. Dzięki — oznajmiłam i usiadłam z powrotem na ziemię.
Ku mojemu zaskoczeniu, Cedrik zrobił to samo. Popatrzyłam na niego, nie wiedząc, czego dokładnie chciał.
— Coś się stało? — zapytał.
— Nie, nie, nic — odezwałam się lekko zachrypniętym głosem. — Po prostu nie znam celu twojego przybycia.
— No wiesz, w bibliotece zazwyczaj się czyta — odpowiedział, jakby nigdy nic, ale ja byłam świadoma, że doskonale wiedział, o co mi chodziło. Popatrzyłam na niego i zobaczyłam zarys uśmiechu.
— Dobra, chodzi mi o to, dlaczego usiadłeś akurat tutaj? — To nie miało sensu, pomyślałam. — Ze mną — dodałam szybko.
— Ach, o to — mruknął, udając, że dopiero teraz go olśniło. Droczył się ze mną. — Chciałem ci o czymś przypomnieć — powiedział z wielkim uśmiechem na twarzy. Świetnie się bawił.
— Tak? — zapytałam zniecierpliwiona.
— Miałaś wtajemniczyć mnie w to twoje WESZ — odpowiedział ze stoickim spokojem. — To znaczy opowiedzieć, co to. Nie myśl, że zapomniałem. — Uśmiechnął się szeroko, znowu.
— Ale to było parę tygodni temu — bąknęłam zmieszana.
— Dlatego ci przypominam — odparł.
— Opowiem ci.
— Ale na pewno?
— Na pewno.
— Obiecujesz?
— Obiecuję.
— Jesteś pewna?
— Tak — wycedziłam, patrząc na niego zirytowana. Wtedy znowu to zrobił, rozszerzył usta w ten zawadiacki uśmiech. Był z siebie taki zadowolony.
Opowiedziałam mu o całej organizacji WESZ, a on wytłumaczył mi, skąd wiedział o stowarzyszeniu MOPS. Powiedział, że jego ojciec pracował w Urzędzie Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami, którego szefową była pomysłodawczyni Międzynarodowej Ochrony Plumpek Strzałkowych.
Tak właśnie spędzaliśmy większość wieczorów, w bibliotece. Ja przychodziłam głównie po to, żeby się pouczyć, on, jak sam wspomniał, dla nauki. Spotykaliśmy się przypadkowo i zaczynaliśmy rozmowę, ot tak. Gadaliśmy o wszystkim, wymienialiśmy się swoimi przemyśleniami, opowiadaliśmy o jakichś ciekawych sytuacjach.
W ciągu miesiąca wprowadziłam Harry'ego i Rona w WESZ. Nie wydawali się szczęśliwi z mojego pomysłu. Ronald do tej pory nie rozumiał, dlaczego tworzyłam „dziwne organizacje, które nie mają nic sensownego na celu”. Podejrzewałam, że tak będzie to wyglądało.
Swoją drogą bardzo ciekawił mnie Albert Bennett. Nie odzywał się na żadnych lekcjach, nie licząc eliksirów, na których ciągle się zgłaszał, nawet uśmiechał się sam do siebie.
Powiedziałam o nim Cedrikowi, który oznajmił, że czasami go spotykał, bo często przychodził do swojego brata, Cheta będącego w Hufflepuffie. Oboje doszliśmy do wniosku, że pewnie pojedzie do Zaczarowanego Lasu na mistrzostwa. Mimo że był dopiero w czwartej klasie, tak samo jak ja, był naprawdę dobry.
— Harry sprzeciwił się Imperiusowi — powiedziałam, gdy Puchon po raz kolejny odprowadzał mnie wieczorem do pokoju wspólnego. — Nie poddał się.
Byłam z niego taka dumna, ale przypomniałam sobie o tym dopiero, kiedy Cedrik zaczął temat o obronie przed czarną magią.
— Nie sądzisz, że było to niebezpieczne? — zapytał.
— Właśnie wiem. — Westchnęłam. — Wszyscy oprócz Harry'ego się poddali, wszyscy.
— Ja miałem zaklęcia niewybaczalne, gdy uczył nas Lockhart — odpowiedział, krzywiąc się trochę. — Niczego nas nie nauczył, niczego. Może tego, że nie powinno się drażnić wróżek pyłkowych przed wypuszczeniem ich z klatki. Kretyn — podsumował go krótko.
Domyślałam się, że tak samo jak inni, źle wspominał tamte czasy.
Zaśmiałam się. W porównaniu do Cedrika, który był wtedy nad wyraz spokojny, miałam naprawdę dobry humor. Nie droczył się ze mną, nie straszył mnie, jak miał to w zwyczaju robić. Dziwne. Coś go musiało gryźć.
— Widziałaś to ogłoszenie w Wielkiej Sali? — zadał pytanie.
— O Turnieju Trójmagicznym?
— Mhm.
— Widziałam — odpowiedziałam. — Uczniowie z Durmstrangu i Beauxbatons będą już jutro.
— Jutro też zgłasza się swoje uczestnictwo — powiedział z entuzjazmem. Na wspomnienie o turnieju, od razu się ożywił. — A w Noc Duchów jakiś tajemniczy sędzia wybierze reprezentantów.
— Chcesz się zgłosić? — zapytałam.
— Myślałem nad tym — przyznał. — I chciałem zapytać ciebie, co o tym myślisz.
— W sumie to… Nic — odpowiedziałam z lekkim wahaniem, czując, że na moich policzkach pojawiły się rumieńce. — Wydaje się trochę niebezpieczne, ale to twój wybór. Po prostu dobrze to przemyśl — oznajmiłam i, pożegnawszy się, zniknęłam za obrazem Grubej Damy.
Zapytał mnie o zdanie, a przecież rozmawialiśmy dopiero od paru tygodni. Co prawda miło mi się z nim spędzało czas, ale czy on uważał mnie za bliską sobie osobę? Nie. Palnęłam się w głowę. Potrzebował obiektywnej opinii, Hermiono. Obiektywnej opinii.
_____
Czwarty rozdział, trochę drętwy, ech.
Betowała Siobhan.
Betowała Siobhan.
Zarąbisty *.* Czekam na nowy :D
OdpowiedzUsuńFajny rozdział :)
OdpowiedzUsuńWreszcie jakaś rozmowa między nimi ;)
Tak, Lockhart był…
Ja miałem dopiero zaklęcia niewybaczalne na piątym roku, ale wtedy uczył nas Lockhart - odpowiedział, krzywiąc się trochę. Domyślałam się, że tak samo jak inni, źle wspominał tamte czasy. - Niczego nas nie nauczył, niczego. Może tego, że nie powinno drażnić się wróżek pyłkowych przed wypuszczeniem ich z klatki... Kretyn. -
Fajny rozdżal choć dalej się spieszysz. Kilka tygodni w jednym rozdziale :( zdanie na ten temat, zdanie na ten. Poza tym jest świetnie, masz fajne pomysły :)
OdpowiedzUsuńWiem, że strasznie się pospieszyłam, bo w paru rozdziałach przeleciałam przez jakieś 3 miesiące. Żałuję, że nie rozwinęłam tego bardziej i gdybym pisała tę historię od nowa na pewno wyglądałoby to inaczej.
UsuńSwoją drogą, ja chyba po prostu nie chciałam pisać o tym, co było w książce. :|
Chciałabym mieć więcej czasu na czytanie, ale niestety... :C
OdpowiedzUsuńTak czy siak, muszę tutaj potwierdzić moje wcześniejsze przypuszczenia krążące po głowie, że masz bardzo charakterystyczny styl pisania. Nie wiem dokładnie, w czym tkwi sęk, na czym to polega, ale zaczynając czytać rozdział, muszę jakoś przeskoczyć w Twój tok narracji. Bardzo pasuje on do Hermiony i Cedrika, nawet w tych młodszych latach oboje mieli w sobie taki dystans i elokwencję.
Ogromnie podobają mi się te wszystkie hogwardzkie wzmianki, jak np. o wróżkach pyłkowych. Od razu mi się robi weselej, bo zwykle obracam się w zupełnie innych klimatach i bardzo miło jest to sobie przypomnieć. :)
Troszkę też nie do końca rozumiem Hermionę, bo w prologu była lekko zauroczona Cedrikiem, a teraz jest zdystansowana i ledwo chce z nim rozmawiać. Chyba że to taki system ochronny i nieśmiałość. W sumie bym się nie zdziwiła, jeśli to byłby powód. :)
Gdzieś tam się wkradła zbędna kropka i zły cudzysłów, ale generalnie jak zwykle rozdział trzyma poprawnościowy poziom.
Ja cały czas zbieram się za czytanie od nowa twojej "Wiary", ale ciągle brakuje mi czasu. :( Chciałabym też porządnie skomentować każdy rozdział.
UsuńPierwszy raz słyszę (a raczej czytam, ale mniejsza), że mój styl pisania jest charakterystyczny i w sumie nie wiem, czy to źle, czy dobrze...
No właśnie, jak już wspomniałam wcześniej, trochę tego początku nie przemyślałam, ale podoba mi się to, jak to nazwałaś. Była lekko zauroczona i nic więcej.
Generalnie sama się trochę pogubiłam w tym, bo potem też trochę pomieszałam, takie przynajmniej mam wrażenie, ech.
Cieszę się, że było znośnie i poszukam tej zbędnej kropki w wolnej chwili. :)
"hogwardzkie" - omg, widać, że jestem w pełnej formie. xD
UsuńTo baardzo miłe, że masz takie chęci. :) Ja sama mam teraz zastój z Wiarą, bo trochę ją poprawiam i dopisuję co nieco, ale jakoś stanęłam w miejscu.
Style są różne, tak samo jak gusta. Myślę jednak, że z perspektywy Hermiony to, jak piszesz, sprawdza się praktycznie w stu procentach. :)
Dobra, idę dalej. :D
Kocham twoje opowiadania❤️ To prawda, ze akcja mogłaby byc trochę bardziej dynamiczna, ale i tak swietnie piszesz��
OdpowiedzUsuń