26 października 2014

Rozdział III

O Turnieju Trójmagicznym dowiedzieliśmy się zaraz po przybyciu do Hogwartu. Dyrektor krótko opowiedział o historii i tradycjach związanych z tymi zawodami. W czasie uczty powitalnej, wszyscy byli podekscytowani zarówno wydarzeniem, jak i przyjazdem delegacji ze szkół. Mieli pojawić się przed wyłonieniem trzech uczestników turnieju.
Profesor Dumbledore wspomniał o tym, że wziąć udział mogą tylko pełnoletni uczniowie. Wszystko po to, aby zapewnione zostało bezpieczeństwo młodszych studentów.  Dodał, że kiedyś zdarzały się wypadki śmiertelne, przez co zdecydowano, że zaprzestanie się organizować Turniej Trójmagiczny. Podobno wszystkie zadania były strasznie trudne, a mało którym uczestnikom udawało się je rozwiązać. Po kilkudziesięciu latach postanowiono zaryzykować kolejny raz, ale wiele prób się nie udało i dopiero wtedy nadarzyła się taka okazja.
Z jednej strony czułam ekscytację nadchodzącymi w tamtym roku wydarzeniami, ale z drugiej — co jeśli komuś naprawdę mogło się coś stać?
Fred i George byli zdruzgotani, kiedy dowiedzieli się, że nie mogą się zgłosić, bo siedemnaście lat kończyli dopiero w kwietniu. Uważałam, że ta rywalizacja to dobry sposób na poznanie nowych ludzi, różnych kultur. W „Ocenie stanu edukacji magicznej w Europie” przeczytałam, że w każdej szkole wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Uczyliśmy się tylko tych samych zaklęć.
Martwiło mnie niebezpieczeństwo, wiążące się z tymi zawodami. Uspokoił mnie fakt, że ministerstwo dołożyło wszelkich starań, aby nie wydarzyło się nic, co mogłoby zagrozić zdrowiu lub życiu uczestników.
Dumbledore wspomniał też o jednym uczniu, który weźmie udział w Międzyszkolnych Mistrzostwach Czarodziejów w Eliksirach, żeby pomagać trzem uczestnikom z magicznych szkół: Koldovstoretz w Rosji, Mahoutokoro w Japonii i Uagadou w Afryce, używając tylko książki eliksirów Zygmunta Budge'a. Profesor Snape miał za zadanie wybrać ucznia, który miał udać się do Zaczarowanego Lasu. Odbywały się tam mistrzostwa. Nie mógł on niestety pojechać na całe to wydarzenie, gdyż potrzebny był w Hogwarcie na turnieju. Miejsce Snape'a miał zająć Horacy Slughorn, przyjaciel dyrektora i dawny nauczyciel eliksirów.
Poczytałam trochę o tym konkursie i okazało się to bardzo ciekawym wydarzeniem. Zwycięzca wygrywał kocioł irlandzkiego złota i otrzymywał możliwość zaprezentowanie swoich umiejętności przed zgromadzonym się tłumem. Mistrzostwa odbywały się co siedem lat, poczynając od 1407 roku, a kończąc na czasach współczesnych.
Większość uczniów nie zwróciła na to w ogóle uwagi. Najważniejszy był Turniej Trójmagiczny, który odbywał się w Hogwarcie. Marzyłam o tym, żeby móc w tym wszystkim uczestniczyć. Może uczeń Hogwartu nie miał możliwości brać udziału w konkursie, ale mógł pomagać innym, mógł znaleźć się w Zaczarowanym Lesie, zobaczyć, jak to wszystko wyglądało! Uświadomiłam sobie, że nie byłam aż tak dobra w oczach profesora, a on nigdy nie wybrałby mnie.


Mijał trzeci tydzień września. Cały czas spędziłam na odrabianiu zadań domowych, uczeniu się, głównie jednak zajmowałam się organizacją WESZ, czyli przygotowaniem plakietek z logiem i wielu innych rzeczy, które były potrzebne do stworzenia stowarzyszenia. Byłam zła na Dumbledore'a, że zatrudnił tu, w Hogwarcie, całą masę skrzatów domowych. To było niedopuszczalne. Ażeby zapobiec ich niewolniczej pracy, powstało WESZ i właśnie tak miałam zamiar spędzać wolne chwile. Dopiero po opracowaniu wszystkiego planowałam powiedzieć o wszystkim Harry'emu i Ronowi oraz wcielić mój plan w życie.
Przez trzy tygodnie Krzywołap ciągle znikał. Zazwyczaj przechadzał się po zamku, ale wracał po paru godzinach. Nie miałam zielonego pojęcia, gdzie przebywał cały ten czas.
Siedziałam w dormitorium, kiedy zobaczyłam, że kot pojawił się na parapecie. Znowu coś żuł. Podejrzewałam, że jakaś pierwszo- albo drugoklasistka go dokarmiała i dlatego znikał, ale dlaczego na tak długo?
— Och, gdzie ty się podziewałeś? — Westchnęłam. — I znowu coś jesz!
Zwierzę w odpowiedzi miauknęło i odwróciło się do mnie ogonem, po czym wskoczyło na okno i usadowiło wygodnie na parapecie.
— Wspaniale, nawet mój własny kot mnie ignoruje — mruknęłam. — Super.
— Hermiono… Czemu gadasz sama do siebie? — Podskoczyłam na dźwięk głosu Ginny, która dopiero co weszła do mojego dormitorium.
— Dobrze, że Lavender i Parvati są na dole, bo nie wiem, co by o tobie pomyślały — powiedziała rozbawiona.
— Ach, Krzywołap znika na całe dnie i wraca dopiero wieczorem — wyżaliłam się. — I to najedzony! Kiedyś ciągle mnie męczył, żebym go pogłaskała, a teraz zwyczajnie mnie olewa i tak od trzech tygodni.
— Nie martw się. — Uspokoiła mnie ruda. — Założę się, że jakiś pierwszak go dokarmia.
— Może — mruknęłam i wzięłam torbę z rzeczami dotyczącymi WESZ.
— Gdzieś idziesz? — zapytała, krzyżując swoje ręce na piersi.
— Tak, do biblioteki — odpowiedziałam, spodziewając się odpowiedzi.
— Nawet w niedzielę?
Wiedziałam.
— Odpuść sobie chociaż raz, szczególnie, że jutro obchodzisz swoje piętnaste urodziny — dokończyła zdanie.
— Ginny, mam masę spraw do zrobienia.
— Na przykład?
— Dowiesz się w swoim czasie, obiecuję — powiedziałam i jak najszybciej opuściłam dormitorium.
W pokoju wspólnym spotkałam Harry'ego i Rona, którzy mieli podobne zdanie do Ginny.
— A ty gdzie? — zawołał za mną rudzielec siedzący na kanapie przy kominku.
Miałam zamiar mu odpowiedzieć, ale ubiegł mnie w tym Potter.
— Piąte piętro — rzekł, nie przerywając przeglądania jakiegoś czasopisma.
Gdy dotarłam do biblioteki, zaszyłam się między regałami z książkami dotyczącymi wróżbiarstwa. Nikt ich nie wypożyczał, więc miałam święty spokój.

***

Jak mógł zapomnieć o pracy domowej na eliksiry?! Snape go nie lubił, a nie chciał jeszcze bardziej tego pogarszać. Miał napisać esej o eliksirze wielosokowym na całą rolkę pergaminu na następny dzień. Kiedy sobie o tym przypomniał, popędził do biblioteki, biorąc wszystkie potrzebne rzeczy, takie jak pióro, kałamarz i książki. Była dziewiętnasta, więc miał naprawdę mało czasu. Gdy wszedł do środka, zobaczył opiekunkę swojego domu na miejscu pani Pince. Dziwne, pomyślał i podszedł do biurka. 
— Dobry wieczór, profesor Sprout — powiedział grzecznym tonem. Wiedział, że nauczycielka zielarstwa go lubi. — Coś się stało pani Pince? Jest chora?
— Witaj, Cedriku, witaj — odpowiedziała spokojnie. — Jestem tu w zastępstwie za Irmę. Jej matka poparzyła się jakimś eliksirem i znalazła się w Św. Mungu.
— To straszne — rzekł i usiadł przy stole blisko niej. — Mam nadzieję, że to nic poważnego. 
Niektórzy uważali, że Cedrik popisywał się przed nauczycielami, ale on po prostu taki był. Nie zależało mu na byciu pupilkiem, on lubił robić dobre wrażenie, nie tylko na nauczycielach, ale także na innych ludziach, którzy w mniejszym lub większym stopniu mogli wpłynąć na jego życie. 
— Tak, ja też. — Westchnęła. — A co ty tu robisz tak późno? Nie powinieneś być teraz w pokoju wspólnym z Bennettem i resztą?
— Bardzo bym chciał, ale przypomniało mi się o ważnym eseju na eliksiry — odpowiedział zawiedziony. — Podejrzewam, że spędzę tu dzisiaj trochę więcej czasu niż zwykle.
— Och, Cedriku. Musisz przestać być taki roztrzepany — pouczyła go pani Sprout, marszcząc przy tym czoło, po czym wróciła do wykonywanej wcześniej czynności.
Puchon, nie mając już nic więcej do powiedzenia, zabrał się zapisanie. 

Spojrzał na swój zegarek, zbliżała się dwudziesta pierwsza, a on miał dopiero połowę eseju. Normalnie biblioteka czynna była do dwudziestej, ale opiekunka jego domu zrobiła dla niego wyjątek i przełożyła zamknięcie na godzinę dziesiątą wieczorem. Był jej niesamowicie wdzięczny, bo mógł w spokoju dokończyć swoją pracę. 
Po chwili zobaczył biegnącego w stronę biurka pani Pince ucznia.
— Pani Sprout! — krzyknął. — Pani Pomfrey potrzebuje ropy z czyrakobulw na teraz!
— Nie krzycz, jesteś w bibliotece! — upomniała go profesorka. — Faktycznie, zapomniałam o tym, że miałam to przynieść.
— Amanda Graham, Puchonka z trzeciego roku rzuciła jakieś zaklęcie, które miało zapobiec jej trądzikowi, ale wymówiła to źle i ma całą twarz w wypryskach — powiedział, co chwilę przerywając, aby złapać powietrze.
— Cedriku, wybacz, ale będę musiała już teraz zamknąć bibliotekę — oznajmiła. — Chyba że mógłbyś to zrobić za godzinę. Tam są klucze — poinstruowała go, pokazując palcem na szafkę obok biurka.
— Nie ma problemu — odpowiedział zadowolony, że nie musi wracać jeszcze do pokoju wspólnego.
— Ufam ci, Cedriku — odpowiedziała poważnie — więc proszę, zrób to, co należy, a klucze zostaw w zbroi Dzielnego Czarownika z Walii, która stoi naprzeciw biblioteki.
— Dobrze, pani profesor.
— I sprawdź dokładnie, czy nikogo nie ma, zanim zamkniesz — powiedziała i wyszła szybkim krokiem z pomieszczenia. 
Był trochę zszokowany zachowaniem profesor Sprout, ale cieszył się, że ufała mu na tyle, aby zostawić całą bibliotekę pod jego opieką. 

Było pięć po północy, kiedy skończył swój esej.Trochę się zagapił. Jego praca nie była zadowalająca, ale miał nadzieję, że nie dostanie Trolla. Pozbierał swoje rzeczy i rozejrzał się po całym pomieszczeniu. Nikogo już nie było. Przekręcił klucz w zamku i już miał odkładać metalowy przedmiot do zbroi, kiedy usłyszał głośne walenie w drzwi oraz wołanie.
Brawo. Trzeba być naprawdę wielkim idiotą, żeby zamknąć kogoś w bibliotece, pomyślał. 

***

Kończyłam przepisywać jedną z regułek, gdy usłyszałam trzaśnięcie drzwiami i charakterystyczny dźwięk zamykanego zamka. Musiałam się zagapić, więc spojrzałam na zegarek. Było już po północy i nie miałam pojęcia, dlaczego pani Pince nie zamknęła biblioteki wcześniej, i, co najważniejsze, nie sprawdziła dokładniej, czy ktoś jeszcze tu był.
Szybko wzięłam swoje rzeczy i podbiegłam do wyjścia. Zamknięte. Zaczęłam wołać i mocno walić w drzwi. Miałam nadzieję, że kobieta dalej tam była. Noc w tym pomieszczeniu nie wydawała się przyjemna, szczególnie że rano mogłam nie zdążyć na zajęcia.
Odetchnęłam z ulgą, kiedy ponownie usłyszałam szczęk zamka. Po paru sekundach ujrzałam Cedrika Diggory'ego z grobową miną.
— O, cześć — powiedział, widząc, że to ja byłam tym pechowcem. — Nie chciałem cię tutaj zamknąć, wybacz.
— Nic się nie stało — wydukałam. — Po prostu przeraziłam się, gdy usłyszałam trzaśnięcie drzwi. Swoją drogą co ty tu robisz?
Byłam naprawdę zdziwiona. Cedrik zamknął mnie przypadkowo w bibliotece. Merlinie, lepszego początku moich piętnastych urodzin nie mogłam sobie wymarzyć!
— Pani Sprout mnie o to poprosiła. Na pewno wszystko gra? — zapytał. — Dalej nie jestem w stanie uwierzyć, że nie sprawdziłem dokładnie.
— Spokojnie, nic się nie stało — zapewniłam go. Dalej jednak coś mi nie pasowało. — Pani Sprout?
— Zastępstwo — wyjaśnił, przeczesując swoje włosy ręką.
Byłam ciekawa, czemu akurat nauczycielka zielarstwa pilnowała biblioteki, ale stwierdziłam, że nie będę się tego dociekać. Tym razem zmęczenie wygrało.
— Poczekaj tu na mnie, sprawdzę tylko, czy nikogo tam nie ma i możemy iść.
— Poradzę sobie — odpowiedziałam, ziewając.
— Pewnie tak, ale jest późno, zamknąłem cię w bibliotece i nie przeżyłbym, gdyby złapał cię Filch albo gdyby coś ci się stało — oznajmił. — A ja jestem prefektem i nic mi nie może zrobić.
— No… Dobrze — mruknęłam, nie wiedząc, co mogłabym jeszcze powiedzieć. Cedrik poszedł sprawdzić, czy ktoś oprócz nas tam nie został, ale było pusto. Zamknął drzwi i schował klucze do jakiejś zbroi, na którą nigdy wcześniej nie zwróciłam uwagi. Ruszyliśmy na siódme piętro.
— Właściwie to co robiłeś w bibliotece o tej porze? — zadałam mu pytanie.
— Esej dla Snape'a. Zupełnie o nim zapomniałem — odpowiedział. — A ty?
— Sprawy związane z WESZ. — Nie miałam siły powtarzać kolejny raz tej samej regułki, która brzmiała „sprawy do załatwienia”. Pomyślałam też, że może Puchon będzie chciał dołączyć do mojego stowarzyszenia.
— Wesz? — zapytał zdziwiony. — To coś w stylu Mopsa*?
— To WESZ — przeliterowałam. — Ale można tak powiedzieć.
— A dotyczy?
— Skrzatów domowych — odpowiedziałam.
— Skrzatów? — zapytał rozbawiony.
— Wytłumaczę ci to kiedyś — palnęłam.
— Dobra, trzymam cię za słowo — zaznaczył. — Teraz w prawo czy w lewo?
— Hm? Ach, obraz. — powiedziałam.
Nawet nie zauważyłam tego, że dotarliśmy już na siódme piętro. Skręciliśmy w lewo i znaleźliśmy się przy wejściu do pokoju wspólnego.
— Dzięki — odpowiedziałam.
— Pomimo tego, że zamknąłem cię w bibliotece? — zapytał, szeroko się uśmiechając.
— Pomimo tego, że zamknąłeś mnie w bibliotece — rzekłam, robiąc to samo.
— Liczę na to, że jutro, to znaczy dzisiaj, nieważne, opowiesz mi o swoim stowarzyszeniu — zakomunikował. — Do zobaczenia, Hermiono.
Giedy zniknął mi z pola widzenia, wypowiedziałam hasło brzmiące „banialuki”. W ekspresowym tempie wspięłam się po schodach, aby jak najszybciej znaleźć się w swoim dormitorium. Wchodząc, zobaczyłam Krzywołapa czekającego na mnie w łóżku. Mimowolnie się uśmiechnęłam.
Moje piętnaste urodziny zaczęły się naprawdę dobrze i miałam nadzieję, że nic nie popsuje tego dnia, nawet dwie godziny ze sklątkami wybuchowymi.
___________
*MOPS — Międzynarodowa Ochrona Plumpek Strzałkowych
Wymyśliłam tę nazwę na potrzebę opowiadania, co prawda plumpki znalazłam na wikipedii, ale dołożyłam do ich nazwy strzałkowe, żeby wszystko pasowało. 

Informacje o Międzyszkolnych Mistrzostwach Czarodziejów w Eliksirach znalazłam tu. Nie mogłam znaleźć tłumaczenia, więc sama to zrobiłam, jeśli znajdziecie jakiś błąd to piszcie. 
PS Albo jesteście i nie komentujecie wcale, albo was nie ma. Trudno, jak wspominałam, nie przestanę pisać, bo robię to teraz głównie dla siebie, ale miło by było zobaczyć chociaż jeden komentarz pod rozdziałem. 
Betowała Siobhan. 

5 komentarzy:

  1. Świetny *.* Nic dodać nic ująć :D
    To pierwszy blog o Cedmione jaki czytam ale mogę śmiało powiedzieć ,że jest bardzo dobry. Czekam na kolejny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny rozdział :)
    Ciekawe, jak wytłumaczysz zniknięcia Krzywołapka.
    Wreszcie Cedrik! Taki miły :)
    ~~~
    Zapraszam serdecznie :)
    http://czterej-huncwoci-i-ruda.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział jak najbardziej pozytywnie napisany :) super, w końcu pojawia się Cedrik :p taki milusi <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Podoba mi się to, że skusiłaś się na przedstawianie historii z obu perspektyw, i to jeszcze w narracji pierwszoosobowej. To na pewno twardy orzech do zgryzienia, ale gra warta świeczki. ;)
    Już od początku wiedziałam, że coś z tym Krzywołapem jeszcze będzie! Przez moment myślałam, że to Krum go dokarmia i jakoś go tam wpleciesz w całą kanoniczną fabułę (nie wiem, dlaczego tak bardzo na niego czekam), ale potem zorientowałam się, że przecież go jeszcze nie ma. Więc może to Cedrik? Pewnie trafiłam jak kulą w płot. ;D
    Bardzo dobry pomysł połączenia tych dwóch postaci - biblioteka! To takie oczywiste dla nich. I WESZ.
    Nigdy też jakoś szczególnie nie byłam ciekawa Cedrika. Ani mnie on grzał, ani ziębił. Stosunek neutralny, więc jestem ciekawa, jak to się zmieni. Na razie nie mam nic do zarzucenia. :)
    A już w ogóle ogromny plus masz za research. Widać pracę włożoną w tekst. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. K o c h a m twoje komentarze, naprawdę. Wytykasz błędy, których nie zauważyłam, zwracasz uwagę i chwalisz za coś, co Ci się podoba.
      +Cieszę się, że doceniłaś jakąś tam moją pracę. Zależy mi, żeby nie popełnić jakiejś gafy, dlatego czytam Czarę Ognia na bieżąco, jeden rozdział nawet parę razy. :D

      Usuń