23 marca 2015

Rozdział VI

Po incydencie w Wielkiej Sali siedziałam na kanapie w pokoju wspólnym i cały czas myślałam o jednym i tym samym. Miałam mętlik w głowie. Wiedziałam, że nie warto przejmować się opinią innych, ale chyba każdy wiedział, że nie dało się ot tak przestać. Postanowiłam, że porozmawiam z Cedrikiem i wtedy wszystko sobie poukładam.
— Hermiono, zbieraj się — usłyszałam głos Harry'ego.
Na początku nie wiedziałam, o co chodzi, ale przypomniało mi się, że mieliśmy iść w trójkę do Hagrida.
— Myślałam, że to nieaktualne — mruknęłam z kamienną twarzą.
Szczerze mówiąc, nie miałam ochoty nigdzie wychodzić. Na dworze było zimno, wilgotno i ciemno. 
— Nie obchodzą mnie wasze kłótnie — odpowiedział mi, siadając naprzeciwko mnie. — I tak, jestem świadomy tego, że Ron zachowuje się dziecinnie, ale taki już jest — powiedział, kiedy zobaczył, że chciałam mu przerwać.
— Ron idzie? — zapytałam.
— Tak, obiecał cię przeprosić. — Wstał z wytartej już kanapy i pomógł mi zrobić to samo.
Popatrzyłam na niego z wdzięcznością. Wiedziałam, że ciężko znosił nasze spory i nieodzywanie się do siebie. Nie lubił stawać po czyjejś stronie, bo zawsze chciał być lojalny wobec naszej dwójki.
— Dobra, poczekajcie pięć minut, to jeszcze wezmę plakietki z WESZ! — zawołałam, wdrapując się po schodach prowadzących do żeńskiego dormitorium.
Zdążyłam jeszcze zobaczyć, jak Harry kręcił głową, szeroko się uśmiechając.


Od razu po wizycie u Hagrida udaliśmy się na wyczekiwaną przez wszystkich uczniów kolację. Mieliśmy poznać trzech reprezentantów różnych szkół, więc nic dziwnego, że wszyscy byli tym podekscytowani.
Wielka Sala jak zawsze wyglądała imponująco. Co rok pomieszczenie było dekorowane specjalnie na Noc Duchów, ale tym razem nauczyciele naprawdę się postarali. Oczywiste było to, że zrobiono to ze względu na delegatów z Durmstrangu i Beauxbatons.
Pod ciemnym sklepieniem latała masa wielkich, czarnych nietoperzy. Latarnie zrobione z dyń stały wszędzie, gdzie było to możliwe, i stanowiły główne oświetlenie sali, z powodu czego w całym pomieszczeniu było klimatycznie i ciemnawo. Nad naszymi głowami powoli latały różne duchy, których wcześniej nie miałam okazji zobaczyć. Wśród nich poznałam tylko Krwawego Barona, Szarą Damę, Grubego Mnicha i Prawie Bezgłowego Nicka, którzy krążyli blisko stołów swoich domów. Nigdzie nie widziałam Irytka. Pewnie nie chciał narażać się duchowi Slytherinu.
Dopiero gdy usiedliśmy na swoich miejscach, zauważyłam, że przed stołem nauczycielskim stała Czara Ognia, na której skupiały się spojrzenia wszystkich uczniów. Kiedy na stole pojawiły się półmiski z przeróżnymi daniami, wszyscy zaczęli jeść, żeby jak najszybciej skończyć i dowiedzieć się, kto będzie reprezentował daną szkołę na Turnieju Trójmagicznym.
Po około dwudziestu minutach stoły były już czyste. Nawet Ron się powstrzymał i zjadł tylko jedną porcję puddingu, który zawsze pochłaniał w cetnarach.
— Chciałbym was teraz prosić o ciszę — powiedział Dumbledore. Dopiero wtedy zauważyłam, że stał już przy mównicy. — Za moment Czara Ognia wybierze trzy osoby, które dumnie będą reprezentowały swoje szkoły.
Wszyscy ucichli i skupili się na osobie dyrektora, który podszedł do czary. Biało-niebieskie płomienie stały się czerwone, a do góry wyleciał mały kawałek papieru. Profesor ogłosił, że Durmstrang reprezentować będzie Wiktor Krum, a Beauxbatons Fleur Delacour, czyli srebrnowłosa „piękność”, przy której Ron nie umiał wypowiedzieć ani słowa. Kiedy przechodziła obok naszego stołu, mało brakowało, by nie zemdlał. Jego twarz ozdobiły czerwone rumieńce, a on sam stał się bardziej nerwowy.
— Reprezentantem Hogwartu — zawołał Dumbledore — jest Cedrik Diggory!
Mimo tego, że cieszyłam się z jego sukcesu, wolałam, żeby to Angelina Johnson reprezentowała Hogwart. Wiedziałam, że to niebezpieczne i coś mogło mu się stać, ale wmawiałam sobie, że to przez lojalność wobec swojego domu.
— Nie! — krzyknął Ron, który nie był jedynym Gryfonem niezadowolonym z wyboru Czary Ognia.
Odruchowo spojrzałam w stronę stołu Hufflepuffu. Puchoni nie przestawali klaskać, a Cedrik z triumfem na twarzy kierował się w stronę nauczycielskiego stołu. Widziałam jeszcze, że odwrócił się w stronę Gryfonów, ale najwyraźniej nie umiał znaleźć osoby, której szukał.
Chwilę po tym stała się rzecz, której nikt się nie spodziewał. Czara wyrzuciła jeszcze jedną kartkę.


Nawet przez chwilę nie uwierzyłam, że to Harry zgłosił się do Turnieju. Całą drogę do wieży myślałam o całej sytuacji w Wielkiej Sali i jak mogło do niej w ogóle dojść.
— Kto to zrobił? — spytałam, wchodząc razem z Ronem i paroma innymi Gryfonami przez portret Grubej Damy.
— Kto mógł zrobić co? — zapytał Weasley.
Doskonale widziałam, że nie był szczęśliwy z faktu, że jego najlepszy przyjaciel został drugim reprezentantem Hogwartu.
— Jak to co? Ron, obudź się! — odpowiedziałam mu, po czym pomachałam dłonią przed jego twarzą. — Kto mógł wrzucić nazwisko Harry'ego do Czary, bo chyba nie sądzisz, że on sam to zrobił?
— Właśnie tak sądzę — warknął i założył obie ręce na klatkę piersiową. — Myślę, że za mało mu tej jego popularności.
Tego jeszcze brakowało, pomyślałam i pokręciłam nerwowo głową.
— Chyba sobie żartujesz! — zawołałam za nim, gdy zostawił mnie i poszedł razem z Deanem i Seamusem do swojego dormitorium. — Jak możesz w ogóle myśleć, że on…
Trzask drzwi.
Zdenerwowana miałam zamiar usiąść na kanapie przed kominkiem i poczekać na Harry'ego, ale właśnie wtedy do pomieszczenia weszli bliźniacy z resztą Gryfonów i zapasem kremowego piwa. Kiedy dotarło do mnie, że mieli zamiar świętować, jak najszybciej ulotniłam się do swojego dormitorium, gdzie nikogo nie zastałam. Lavender i Parvati najwyraźniej wolały być na dole, ale mnie to nie przeszkadzało. Potrzebowałam spokoju, wyciszenia się, ale z drugiej strony koniecznie chciałam z kimś porozmawiać.  Próbowałam z Ronem, ale on sobie coś ubzdurał i wiedziałam, że tylko Harry będzie umiał wybić mu to z głowy. Harry, właśnie, gdzie był Harry? Domyślałam się, że od razu jak wróci, pójdzie się położyć, więc możliwość porozmawiania z nim będzie dopiero następnego dnia. Cedrik na pewno będzie balował do samego rana z resztą Puchonów, więc nie miałam na co liczyć.


Obudziło mnie głośne stukanie w szybę. Na początku chciałam to zignorować, ale hałas nie ustawał i w końcu zmusił mnie do podniesienia się z łóżka. Lekko zaspana stanęłam na szorstkim dywanie i schyliłam się w poszukiwaniu moich kapci. Nigdzie ich nie umiałam znaleźć, więc na boso podeszłam do okna, które szeroko otworzyłam. Pod wpływem chłodnego powietrza od razu się przebudziłam, a moje oczy były już w pełni otwarte. Wpuściłam do środka dużego, brązowego puchacza, który podał mi zgiętą na pół kartkę. Chciałam ją otworzyć, ale sowa delikatnie mnie dziabnęła.
— Auć. — Syknęłam i włożyłam bolący palec do buzi. — Moment.
Dałam ptakowi miseczkę pełną wody i trochę jedzenia, które Lavender trzymała dla swojej sowy. Kiedy skończył, wypuściłam go i zamknęłam z powrotem okno. Nareszcie mogłam w spokoju zobaczyć, kto do mnie napisał o tak późnej porze i jaka była treść tej wiadomości.


Możemy porozmawiać? Będę czekał przy schodach, żebyś nie musiała chodzić sama po zamku.

Cedrik

Było przed pierwszą w nocy. Najwyraźniej dopiero teraz skończyli świętować. Szybko ubrałam byle jakie spodnie i skarpetki, a koszulę nocną schowałam pod ciepłą bluzą. Papcie znalazłam obok legowiska Krzywołapa, który, o dziwo, wrócił na noc.
Po cichu zeszłam do pokoju wspólnego, gdzie nikogo już nie było. Gryfoni skończyli o wiele wcześniej niż Puchoni. Wyszłam na korytarz, kiedy ktoś złapał mnie za ramię.
— Uważaj! — W tym samym czasie usłyszałam szept Cedrika. Nigdy w życiu się tak nie przestraszyłam. Było ciemno, cicho, a na dodatek miał na mnie czekać dopiero przy schodach.
— Ćś, Granger — powiedział z poważną miną, która miała zakrywać ten jego szelmowski uśmiech. — A to podobno ja mam się leczyć w Świętym Mungu — mruknął, po czym teatralnie przewrócił oczami.
— Aktualne — wycedziłam przez zęby.
— A kto normalny krzyczy i podskakuje o pierwszej w nocy, hm? — zapytał.
Mina nadal była poważna, ale jego oczy mówiły zupełnie coś innego.
— Kto normalny uwierzyłby, że to ty jesteś tym starszym? — Odbiłam piłeczkę i zrobiłam taką samą minę jak on.
Roześmiał się cicho i skierował mnie w stronę schodów.
— Gdzie idziemy?
— Zgłodniałem, więc pomyślałem, że pójdziemy do…
— Chyba kpisz — powiedziałam z wyrzutem. — Myślisz, że po co organizuję WESZ? Żeby skrzaty domowe były tak miłe i w środku nocy, bez żadnego problemu, podały mi gotową kanapkę? A może one śpią? Przychodząc tam, budzisz je i narzucasz im swoją obecność.
Byłam wściekła. Tyle razy mówiłam mu o swoich postanowieniach, o tym, że skrzaty się męczą, a on nic.
— Spokojnie, tylko żartowałem — wyjaśnił mi.
Kretyn wiedział, jak będzie wyglądała moja reakcja.
— Chciałeś ze mną porozmawiać czy tylko mnie denerwować? — zapytałam z grymasem na twarzy.
— Porozmawiać — odpowiedział już normalnie. — Naprawdę. Chodź na wieżę astronomiczną. Chciałem iść do sowiarni, ale nieciekawie tam pachnie…
Kiwnęłam głową i dałam się poprowadzić Cedrikowi. Gdy weszliśmy na samą górę, usiedliśmy na przeciwko siebie w jednym z kątów. Miałam wrażenie, że to będzie nasza pierwsza, poważna rozmowa.
— Harry nie wrzucił swojej kartki do Czary Ognia, prawda? — odezwał się jako pierwszy.
Oparłam się o zimną, murowaną ścianę wieży i przymknęłam oczy.
— Nie, nie wierzę, że on sam to zrobił — odpowiedziałam zgodnie z prawdą. — Jutro mam zamiar z nim porozmawiać. Dzisiaj i tak dużo przeszedł, a ja nie chcę go męczyć kolejnymi pytaniami.
— Byłem zdziwiony, kiedy przyszedł za nami. Jeszcze bardziej, kiedy Dumbledore pozwolił mu w tym uczestniczyć. — Pokręcił głową i zaczął wystukiwać jakiś rytm na podłodze.
Wydawał się bardzo zamyślony i poważny. Pierwszy raz widziałam go w takim stanie. Zawsze był uśmiechnięty i zadowolony ze wszystkiego.
— A ty? Nie boisz się turnieju? — zapytałam.
Wielokrotnie układałam sobie w głowie to pytanie, żeby nie zabrzmiało głupio, ale wtedy samo mi się nasunęło na język.
— Jasne, że się boję. Założę się, że nawet taki Krum ma stracha — odpowiedział z zarysem uśmiechu na twarzy. — Tylko głupi by nie miał. A ty?
— Okropnie — przyznałam.
Dobrze wiedziałam, o co mu chodziło, i tak, bałam się nie tylko o Harry'ego, ale o niego też. Mimo że kontakt mieliśmy dopiero od mniej więcej miesiąca, dobrze mi się z nim rozmawiało i miałam nadzieję na to, że kiedyś z naszej krótkiej znajomości powstanie przyjaźń, nie myślałam wtedy o tak mocnej więzi, jaka łączyła mnie z Harrym i Ronem,
— W ogóle to przyczepiła się do mnie taka dziewczyna, Krukonka — powiedział po dłuższym milczeniu. — Znałem ją wcześniej i wydawała się w porządku. Nie wiem, czy kojarzysz, Cho Chang?
— Szukająca Ravenclawu? — zapytałam.
— Tak, strasznie upierdliwa jest. — Na jego słowa zaśmiałam się głośno.
— No, no, no — powiedziałam z szerokim uśmiechem. — Od paru godzin jesteś reprezentantem Hogwartu, a dziewczyny już się na ciebie rzucają.
— E tam, przyzwyczajony jestem. — Zrobił zadowoloną minę i spojrzał na mnie, żeby zobaczyć moją reakcję.
— Jasne… — W odpowiedzi dostałam kuksańca w bok. — Auć! Musiałeś?
— A jak myślisz?
— Nic nie mów.
_______________________________________
*cetnar — angielska jednostka wagi. 1 cetnar = 50,8kg 

Przepraszam, że nie było mnie tak długo (w końcu trzy miesiące…), ale jakoś nie umiałam zabrać się za ten rozdział. :/ 
Betowała Siobhan. 

7 komentarzy:

  1. Nie chcę czekać kolejnych trzech miesięcy ;-; Cedrik *.* Nie zabijaj go xDD

    OdpowiedzUsuń
  2. Piszę z komórki, więc będzie krótko. Chociaż nienawidzę niekanonicznych pairingow, to Turniejem Trojmagicznym (czara to moja ulubiona część) i Puchonem (dlaczego ludzie zawsze pomijaja Hufflepuff? To chyba mój ulubiony doom) kupiłaś mnie całkowicie. Czekam na nowy rozdział z niecierpliwością. Pozdrawiam, LS

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwaga!
    To Hermiona wiedziała o Pokoju Życzeń? I gdzie on jest?

    Hermiona broń Cedrika przed Cho!
    Cho ma iść z Harrym!
    Pozdrawiam :)
    http://czterej-huncwoci-i-ruda.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem ponownie! :D Nareszcie wolne, to troszkę nadrobię.
    W tym rozdziale doskonale widać różnicę w opisywaniu wydarzeń książkowych i tych Twoich, wymyślonych. Te drugie są zdecydowanie lepsze. Opisywanie przebiegu wyboru Czary Ognia był takie... no, poprawne. Ale potem ta rozmowa z Cedrikiem - na plus, zainteresowała mnie. Chciałabym zajrzeć do jego myśli. Próbuję małymi kroczkami poznać Twojego Diggory'ego i jak na razie lubię to, co widzę. :)
    Wiesz, czasami może brakuje mi więcej nawiązań do reakcji Hermiony, jak np. przy wyborze Cedrika jako reprezentanta. To jedno zdanie, że cieszy się, ale nie cieszy, to dla mnie jakoś tak za mało. I chyba przez to odnoszę wrażenie, że wychodzi Ci ona trochę sztucznie. W sensie wydaje mi się tak odrobinkę bezosobowa. Jednak to tylko moje odczucie.
    Za to końcówka tego rozdziału totalnie mnie ujęła, aż się uśmiechnęłam. :) Cedrik, który mówi, że laski na niego lecą, i patrzy na reakcję dziewczyny - zdecydowanie tak. Podoba mi się, że nie traktujesz ich, jakby byli dorosłymi. Są jeszcze młodzi i właśnie tak się zachowują.
    No i oczywiście research! Cetnary, cytaty - nie muszę chyba mówić, że jestem pod wrażeniem. :D
    Było troszkę niedociągnięć (ale nadal na tyle mało, że uwielbiam pracę Twoją i bety!), jakiś zagubiony przecinek, podmiot. Zaraz muszę się zbierać, ale jeśli chcesz, żebym Ci to wypisała, to daj znać, a na pewno to zrobię. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mówiłam już, jak bardzo lubię Twoje komentarze? Zwracasz uwagę na wszystko, więc wiem, gdzie robię błędy i co muszę poprawić.
      Cieszy mnie, że jesteś ciekawa mojego Cedrika. Chciałabym przedstawić wydarzenia z jego perspektywy, ale zdecydowałam się na tę cholerną narrację pierwszoosobową, a podejrzewam, że, pisząc w trzecioosobowej, mogłabym bardziej rozwinąć to opowiadanie.
      Mam nadzieję, że w następnych rozdziałach jest już lepiej, jeśli chodzi o Hermionę, bo przeanalizowałam tekst i faktycznie jej relacja wydaje się sucha. W wolnej chwili przejrzę wszystkie notki i postaram się coś zmienić.
      I byłabym wdzięczna, gdybyś znalazła minutę i wypisała te błędy, bo to naprawdę pomocne.
      Dziękuję za komentarz i mam nadzieję, że kolejne rozdziały Cię nie zawiodą! :D

      Usuń
    2. A ja baaardzo lubię, jak autor docenia komentarze, bo wtedy pisze się je z przyjemnością. :)
      Powiem Ci, że każda narracja ma swoje wady, więc nie ma co sobie aż tak pluć w brodę i po prostu trzeba wykorzystać, co się da. :)
      Dobra, lecę z tymi zdaniami teraz.

      — Hermiono, zbieraj się — słyszałam głos Harry'ego. -> Wydaje mi się, że tutaj zabrakło u. Usłyszałam? Bo potem masz dalej czas dokonany i chyba lepiej by brzmiało.
      Latarnie zrobione z dyni stały wszędzie, gdzie było to możliwe i stanowiły główne oświetlenie sali, z powodu czego w całym pomieszczeniu było klimatycznie i ciemnawo. -> Brakuje przecinka po możliwe. I w sumie latarnie były zrobione z wielu dyń, jak podejrzewam. :D
      Dopiero gdy usiedliśmy na swoje miejsca zauważyłam, ->Brakuje przecinka po miejsca. I wydaje mi się, że powinno być: usiedliśmy na swoich miejscach; jednak nie jestem tego pewna.
      Po około dwudziestu minutach stoły były już czyste. Byłam pod wrażeniem -> Powtórzenie czasownika być.
      mało brakowało, aby nie zemdlał. -> Nie jestem pewna, ale wydaje mi się, że to nie ma sensu logicznego. Czy nie powinno być: mało brakowało, by zemdlał?
      — Reprezentantem Hogwartu — zawołał — jest Cedrik Diggory! -> Tutaj brakuje podmiotu, bo wcześniej była mowa o Ronie.
      ale mi to nie przeszkadzało. -> Mnie.
      Domyślałam się, że od razu jak wróci pójdzie się położyć, -> Brakuje przecinka przed jak i po wróci.
      zrobiłam taką samą minę, co on. -> A tutaj przecinek jest zbędny. I chyba też lepiej by brzmiało: jak on.
      Chciałeś ze mną porozmawiać, czy tylko mnie denerwować? -> Nie powinno być tego przecinka, bo to „czy” to tylko spójnik w zdaniu niezłożonym.
      Dobrze wiedziałam, o co mu chodziło i tak, bałam się nie tylko o Harry'ego, ale o niego też. -> Nie wiem, czy dobrze zrozumiałam, że to „tak” jest w ramach potwierdzenia i odnosi się do drugiej części zdania, ale jeśli tak, to powinien być przecinek po chodziło.
      Wydawał się być bardzo zamyślony i poważny. -> Bez być, ponieważ wydawał się być albo okazał się być są nie do końca poprawne, to jakieś naleciałości z obcych języków, więc tam gdzie nie jest to konieczne, należy pomijać to być. Poza tym dalej się powtarza.

      I jeszcze na koniec:
      Widziałam jeszcze, że odwrócił się w stronę Gryfonów, ale najwyraźniej nie umiał znaleźć osoby, której szukał. – Mogę już krzyczeć: „Ceeedmione!”? :D

      Usuń
    3. Dziękuję Ci bardzo! Błędy są już poprawione. :D
      Hahahah, raczej tak, chociaż w późniejszych rozdziałach poprowadziłam to trochę inaczej, niż planowałam na początku. To dobrze, bo, czytając tę czy następną notkę, miałam wrażenie, że jednak zaczęło się to dziać trochę za szybko. Zresztą, sama zobaczysz i ocenisz. :)

      Usuń